Codzienność

Codzienność

piątek, 7 lipca 2017

Piątek

Truskawki owocują wreszcie ale ich bardzo mało i są drobne strasznie. Średnio są wielkości mojego paznokcia, a zasilane były. Poziomek wcale nie ma. Nic się na piaskach nie uda jak gnoju się nie da. W przyszłym roku już sobie je odpuszczę i pielęgnować ich nie będę niech zarastają. Kiedyś u mnie był piękny ogród ale przodkowie kupowali nawóz koński i krowi od sąsiadów. Teraz nie mam od kogo kupić i nic rosnąć nie chce. Koleżanka ma urodzaj ale na sztucznych nawozach jedzie. Ja tak nie chce. To co wyhodowane na sztucznościach mogę sobie kupić bez wysiłku z mojej strony. Jej to obojętne, bo pracę w ogrodzie lubi. W tym warzywnik jeszcze powiększyła. Ja w przyszłym roku warzywnika już mieć nie będę. Skupię się na razie na krzewach i drzewkach owocowych. Zobaczymy czy owoców się doczekam. Na razie i z tym jest kiepsko. Słabo owocują jedynie porzeczki. Agresty wcale, a młode drzewka i to nie wszystkie mają po kilka owoców. To mnie zniechęca. Tego typu pracy nie lubię ale bym robiła gdyby efekty były. Niestety nie ma.
Ostatnio już przestałam o wsi lat 80 ubiegłego wieku marzyć ale nadal żyję nieco po wiejsku. Teraz już jednak to ma być wieś współczesna i śni mi się wygoda. Kóz i kur już mieć nie będę, bo nawet kompost nowym sąsiadom cuchnie. Czas się przystosować i zrezygnować z marzeń. Rady nie ma. Z piecokuchni jednak nie zrezygnuję co to to nie, a może i o piecu chlebowym pomyślę. To też moje marzenie.

Wczoraj niespodziewanie moja 5 letnia, dzika koteczka Suzi przyszła do mnie i położyła się koło moich stóp na kanapie. Nie wiem co jej się stało. Jest dzikuską mimo moich prób oswojenia jej. Teraz złapać można ją tylko podczas jedzenia. Nie drapie ale widać, że się boi. Krzysiek chciał ją oddać do kogoś do stodoły ale nie zgodziłam się, bo mi jej szkoda. Kocha ciepło i wygrzewanie się przy piecu. W stodole by tego nie miała. 




A na koniec moje malunki. Ostatnio miałam konsultację z babeczką po malarstwie na ASP. Ma trzydzieści lat praktyki. Obejrzała dziesięć moich obrazów i pocieszyła mnie. Twierdzi, że moja nauka idzie w dobrym kierunku. Są nawet początki stylu, a to ważne. Namawia mnie do tego, żebym szła tą drogą i porzuciła próby nauki malowania realistycznego. Uważa, że takich obrazów jest masa. Według mnie jestem dobra z kompozycji i nieźle dobieram barwy. Robię to instynktownie. To jest według niej dar. Będę ćwiczyć dalej i przesyłać jej kolejne prace do oceny.



1 komentarz:

  1. Dzięki Agato za odwiedziny u mnie . Ostatnio Twój blog jakoś mi uciekł . Dobrze , że mi się przypomniałaś. U nas w tym roku jest też mało owoców przez zimną wiosnę. Pierwszy rok , kiedy nie będzie nalewki wiśniowej. Robisz wyraźne postępy w rysunku , tak trzymaj dalej . Miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam