Codzienność

Codzienność

czwartek, 28 lutego 2019

Czwartek

Od kilku dni zowu myślę o rytuale oczyszczającym typu egzorcyzmu. Czas jest odpowiedni, bo księżyc idzie na nów. Najbardziej lubie rytuały z użyciem roślin. Nie trzeba nic do nich kupować, ani nie trzeba sie przy nich wysilać. Rośliny sa dla mnie łatwo dostepne. Kiedyś najczęściej roślinami okadzałam, teraz po prostu przygotowuję sakiewki. Okadzanie jest coś ostatnio dla mnie kłopotliwe. Nie wiem czemu, bo w rzeczywistości przecież nie jest. Tym razem wybrałam brzoskwinię, brzozę, bez, bez czarny, dracenę, jałowiec, sosnę.
Trzeba znowu więcej rytuałow robić, bo są skuteczne. Mój syn co prawda próbuje mnie od tego odwieść, bo jako zielonoświatkowiec magii nie uznaje, ale ja jestem wiedźmą i wiedźmą pozostanę. Nikomu tym krzywdy nie robię. Nie wykonuję rytuałów, które innym szkodzą. Nawet miłosnych typu rzucenia uroku na kogoś, bo to manipulacja i jak wierzę to sie siłom wyzszym nie podoba.

Po 7 III zacznę chyba myśleć o rytuale na powodzenie finansowe. Ostatnio, gdy go wykonałam zarobiłam sporo pieniedzy. Rytuały trzeba jednak co jakis czas powtarzać. Energia ciągle przeciez krąży. Stykam sie z róznym wpływem i to co było oczyszczone z czasem już jest zanieczyszczone z powrotem. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy kontakty z ludźmi toksycznymi nie zostana zerwane z różnych wzgledów. Wybrałam już rośliny- barwinek, dąb, jaśmin, jeżyna, klon, sosna, winorośl.

Mam nową książkę. To pierwsza z cyklu. Zobaczę czy mi sie spodoba... Cykl to 8 części.



Co do diety to faza ataku się powoli kończy chyba. Spadki już mniejsze, a i jedzenie o konsystencji stałej zaczyna mnie kusić. Już mi domowe pieczywo i frytki zaczynają śnić sie po nocach. Chyba to już długo nie potrwa tym razem. Jestem jednak rozczarowana, bo jeszcze 20 kg nie zrzuciłam. Poczekam jeszcze trochę, czyli do około 10 marca. Jeśli waga nie będzie spadać to dietę przerwę. Wrócę chyba w lipcu. Wtedy może waga będzie spadać szybciej. Oby 79 kg było pod koniec lata...Moze:)

Dziś trzeba zjeść pączka, bo tradycja. Pamiętam tłuste czwartki u mnie w domu. Od rana trwała gorączka. Babcia i ciocie przepasane ręcznikami jak fartuchami uwijały się  przy pączkach i faworkach. Mama piekła róze. Do pączkow był domowy dżem, a pączków było bardzo duzo, bo w domu było siedem osób. Pamiętam zapach tłuszczu i sterty wypieków. Szkoda mi tej tradycji i wrócę do niej, gdy schudnę, ale pieczenia będzie mniej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam