Codzienność

Codzienność

czwartek, 23 lipca 2020

Czwartek

Wczorajszy obraz. Jestem zadowolona choć Krzysiek tematykę krytykuje.



Ostatnie dni były bardzo aktywne. Dzisiejszy też taki będzie i kolejnych kilka. Realizuję zamówienie na krzyżówki z Chicago. Pieniądze już mam na koncie. To 10 dużych krzyżówek panoramicznych. Trzeba ułozyć i opracować graficznie, ale nie na gotowe. Graficy jeszcze nad nimi siedzą.
Wczoraj mi Krzysiek kupił kolejne ogórki i dziś je chcę zawekować. Tym razem będa w curry. Chcę też zrobić nalewkę z czereśni. Chcę też zrobić dzem. Sezon na przetwory jest w pełni i będę robić cały czas chyba do września. W tym roku będą ogórki, dzemy i nalewki.
Robienie przetworów to u mnie w domu tradycja. Robiła babcia, ciocia Resia(Regina) siostra babci i robiła moja mama. Kiedyś to było tańsze, bo owoce wykorzystywano nasze z ogrodu. Byla tego moc. Co roku zbieraliśmy po wiadrze wisni czy agrestu, porzeczek. Były jabłka, gruszki, maliny i śliwki. Ciocia Resia chodziła na jagody, poziomki, grzyby i jezyny, które nazywała dziady. Był zagospodarowany prawie cały ogród. Były własne ogórki i pomidory, a także kapusta, która szła do beczki. Robiono koncentraty, kompoty, dżemy, sałatki, ketchupy i soki, ale nie sokownikiem, a z owocami. Sok z jagód wykorzystywany był w razie biegunki, a maliny piliśmy w razie przeziębienia. Na codzień piło się wodę z sokiem, albo kompot. O coli nikt nie myślał. Ogród nas żywił. Był też mały kawałek pola i tam uprawiane były ziemniaki na zimę.

Znajomy do prac w domu i koło domu przyjdzie prawdowopodobnie na poczatku sierpnia. Gdy ogrod będzie zrobiony, kupię krzewy i kwiaty cebulowe. Myślę o narcyzach, żonkilach, krokusach, szafirkach i może o tulipanach botanicznych. Jeśli chodzi o krzewy to kupię napewno berberys o bordowych listach, moze magnolię miniaturową i może migdałek.


Moja wiekowa papierowka jeszcze rodzi choć nie tak dużo jak kiedyś. Sadził ją chyba mój dziadek tuż po wojnie, ale nie wiem czy nie była sadzona wcześniej, bo juz w czasach mojego dzieciństwa było to potężne drzewo. Jabłka nie sa specjalnie duze, ale smaczne choć trzeba uważać na żyjątka. Był juz kompot, dżemik do zjedzenia na teraz, szarlotka i były placki z jabłkami. Krzysiek trochę zjadl na surowo. Bardzo te jabłuszka sa dla mnie cenne, bo przypominaja mi czasy, które minęły i moich przodków. Babcia te jabłka uwielbiała i jadła do końca chociaż miała cukrzycę.
Wzięło mnie na wspomnienia klimatu tamtych lat. Tu zdjęcie moich ukochanych bliskich - mojego dziadka, cioci Resi/Reginy/siostry babci i kota Odyseusza... Pień jabłonki w tle... Minęło ponad 35 lat, a ta scena jest mi tak bliska jakbym zdjęcie robiła wczoraj... Tak się kiedyś żyło, a nie na kanapie z laptopem na kolanach. Koty biegały luzem, bo samochody były tylko u nas i może u dwóch, trzech sąsiadów  na ulicy i jeździły wolniej.



Zachód słońca i po…



już niebo płonie

oranżem i złotem

słońce czepia się obłoków

ostatnimi promieniami
wilgoć nasącza rześkością powietrze
wiatr szeptem chwali
nadchodzący wieczór pełen tajemnic
jeszcze podziwiam szkarłatem malowane dalie
kłaniam się nasturcji
a już maciejka roztacza subtelny czar
za chwilę mrok wypełznie z pomiędzy śniących drzew
i głos puszczyka skala ciszę
czas powitać noc
nim powieki opadną
zaśnij

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam