Codzienność

Codzienność

sobota, 25 lipca 2020

sobota


Ostatnio narzuciałam sobie mniejsze wydatki na jedzenie. Chcę zrobić trochę luzu w spiżarni i wyciągam to co zgromadziłam i przetworzylam. Wspominam dawne czasy gdy kobiety w mojej rodzinie kupowały znacznie mniej. Jedzenie było smaczne, ale trzeba się było dostosować do pory roku i tego co było w danym momencie dostepne. Były jabłka to sie jadło knedle, naleśniki z dżemem, chleb z dżemem, ciasta i placki. Kura zniosła jajko to była jajecznica czy omlet. Na święta były własne szynki i kiełbasy, grzyby suszone.Tak było chyba zdrowiej, bo produkty naturalne, bez konserwantów. Było też taniej...

Dziś mam sporo pracy, bo i krzyżówki i wróżba. Poza tym chcę malować. Wczoraj zaczęłam pejzaż jesienny i dziś moze skończę. Myślę o ikonach. Kupiłam juz podobrazie, trochę pigmentów i złoceń. Tym razem wybrałam srebrne i miedziane. W poniedziałek mi Krzysiek wydrukuje szablon. Zgrałam kilka fajnych wzorów i będę działać stopniowo. Planuję poczynić 4-5 ikon, bo chcę je ustawić na półce w sypialni lub w pokoju dziennym.
Jutro krzyżówkę tylko ułożę. Przepisywać nie będę, bo tego nie lubię i chcę odpocząć. Układać uwielbiam. Już wiem, że nie mam zadatków na grafika. Dobrze, ze sobie z tego zdałam sprawę, bo chciałam kończyć poważny, drogi kurs. Niestety lubię robić tylko logo, ulotki, obrazki i banery. Inne prace mnie nie interesują. Krzyżówki np. przepisuję z musu i uważam pracę za nudną. Będę sobie nadal łapać zlecenia, ale na małą skalę. Tak będzie lepiej.

Nadal mam fazę na pisanie wierszy. Kończę pracę nad kolejna antologią. Może jutro juz materiały wyślę. To antologia z wierszami o miłości.

Letni poranek

pod powiekami
świat rozjarzył się złotem
wybiegłam z domu
poranek poczęstował mnie łykiem
wilgotnej mgły
koniczyny na ugorze swawolą za stopami
nad stawem kaczka wiedzie młode
wróble szaleją w zaroślach głogu
jeszcze jeden krok i jeszcze jeden
i las otwiera podwoje
skąpiąc światła
na skraju sarna ściga wiatr
po chwili
wracam ponaglana krzykiem bażanta
zabierając z sobą gałązkę dziurawca
i zapach macierzanki
czas na śniadanie

Dziś może mi Krzysiek przywiezie kota z targu. Oby sie udało. Kota ktoś chyba wyrzucił, bo łasił sie do Krzyśka. Biedak jest dorosły, ale strasznie chudy. Dziś Krzysiek go poszuka. Dam mu dom o ile będzie to możliwe. Jeden kot więcej nie zrobi mi różnicy, a zycie sie uratuje. To chyba kocurek-łagodny i spokojny. Martwię sie o niego...

To mniej więcej kolejna rocznica gdy odszedł mój dziadek. Był żołnierzem, sportowcem i bardzo pracowitym, zapobiegliwym człowiekiem, odważnym, ale wrażliwym. Prawdziwym gospodarzem. Bardzo dbał o dom i obejście. Hodował pszczoły, gołębie i owce. Mnie kochał i rozpieszczał. Brak mi go. Wspominam...








1 komentarz:

  1. Piękne wspomnienie o dziadku, ja swoich nie pamiętam, ale z opowieści wiem, że również byli wspaniałymi gospodarzami. Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam