Codzienność

Codzienność

wtorek, 5 listopada 2013

Codzienność i dieta...

Wstałam dzisiaj wcześnie bo wczoraj sobie zaplanowałam, że oprócz codziennych prac w domu posprzątam jeszcze biblioteczkę czyli wymyję wszystkie cztery półki i przetrę każdą książkę z osobna bo już spod kurzu tytułów nie widać a książek jest sporo. Miałam też zamiar skończyć wreszcie przepisywanie książki z aforyzmami o miłości bo czas najwyższy pomyśleć o szukaniu wydawcy. Planowałam też przesadzenie choć kilku młodych krzewów malin z podwórza i ogrodu gdzie się okropnie rozpleniły do nowo zakładanego mini sadu. Malin oczywiście nie przesadziłam bo zanim Krzysiek wrócił z pracy rozpadało się i pada do tej pory i to solidnie. Pozostałe prace jak zaplanowałam tak wykonałam z czego się cieszę. Szczególnie mnie cieszy porządek w biblioteczce bo zabierałam się za to już chyba od miesiąca i zawsze coś innego było ważniejsze a to obiad, a to wyjazd, a to praca czyli wszystko tylko nie sprzątanie. Swoją drogą nie cierpię takich prac bo urobiłam sobie ręce po łokcie a za tydzień kurzu będzie tyle samo bo półki odkryte a w piecu się pali. Czas najwyższy kupić prawdziwą bibliotekę z oszklonymi drzwiczkami tylko kiedy bo pieniędzy nadmiaru jak nie było tak nie ma...
Pracy było sporo ale za to obiad przygotowałam w tempie iście ekspresowym. Były ziemniaki z sosem z parówki sojowej, marchwi, cebuli, czosnku i papryki z dodatkiem koncentratu pomidorowego czyli danie proste, smaczne i sycące...Na kolację będą placuszki z kalarepy z chutney. Ostatnio jem bardzo mało z powodu diety, którą się katuję od prawie 2 miesięcy z tym, że z przerwami. Schudłam w tym czasie 4 kg i dalej ani deka. Organizm zastrajkował i odchudzić się nie chce. Wiem, że jesienią człowiek nie powinien się odchudzać bo to nie pora na to ale przy tak dużej ilości kilogramów do zrzucenia każda pora na dietę jest dobra. A schudnąć muszę bo ważę stanowczo za dużo a ostatnio do problemów z kręgosłupem doszło jeszcze podwyższone ciśnienie, które wprawdzie unormowałam naturalnymi metodami czyli Reiki i ziołami ale które może podnieść się z powrotem jeśli nie schudnę z 20 kg. A wizyty u lekarza i brania leków wolałabym uniknąć tak długo jak się da. W tej chwili jestem na diecie 1200 kalorii, nie jem pieczywa ani kupionych w sklepie słodyczy. Domowe wypieki zjadam sporadycznie i po troszeczku. Ograniczyłam i to znacznie spożycie węglowodanów czyli moich ukochanych ziemniaków i kluseczek. I mam nadzieję, że będzie dobrze bo na Vitalii jest sporo osób w moim wieku i jeszcze starszych, które schudły po 20 i więcej kilogramów z tym, że w tym wieku odchudzanie trwa raczej długo i wskazana jest cierpliwość...
Mam oczywiście świadomość, że chudłabym szybciej z dietą ułożoną przez dietetyka ale to w moim przypadku niemożliwe bo gdzie ja bym kupiła te wymyślne produkty typu tofu, oliwki, ciemne pieczywo,  jogurty nisko tłuszczowe, łososie itp...Przydałby mi się też ruch i choć wysiłku fizycznego nie znoszę postanowiłam jednak się zmusić i zaplanowałam kupno rowerka stacjonarnego jak mi trochę gotówki wpadnie...
A na koniec ostatnio zrobiona biżuteria i parę zdjęć nowej koteczki, która już taka spokojna jak była na początku nie jest i całkiem sporo bałaganu robi w kuchni bo bawi się czym popadnie ale do kotów nadal wyjść do pokoju nie chce choć już się z nimi obwąchuje z bliska i nie zawsze fuczy gdy są z daleka...













Przyjemnego wieczoru i spokojnej nocy...


8 komentarzy:

  1. kupno rowerka bardzo..odradzam, chyba, że lubisz i często korzystasz. Wśród moich znajomych rowerek stoi i służy za wieszak, za drapak, za zawalidrogę, używa się tydzień-dwa:(. Sama swój wyrzuciłam po dwóch latach nieużywania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to pięknie myślałam, że się zmobilizuję i pokręcę co dzień dwa z 4 kilometry żeby kondycji nabrać a Ty mi odradzasz...

      Usuń
    2. piłka jest bardziej przyjazna, można na niej ćwiczyć na wiele sposobów a najważniejsze, że nie boli tyłek. Siedzisz na piłce, kręcisz biodrami i samo się ćwiczy, można w tym czasie np oglądać tv, ale i tak uważam, że najlepsze efekty dają ćwiczenia zespołowe, jakiekolwiek, o basenie nie muszę pisać

      Usuń
  2. Przyłączam się do zdania Klarki i też odradzam Tobie kupno rowerka z powodów, jak wyzej napisała. Zainwestuj lepiej w kijki i jak machniesz te cztery km na początek i tak regularnie, to sama zobaczysz efekty. Jak chodziłam regularnie, to naprawdę waga leciała powoli, ale w dół.
    Do tego dobra bielizna termo, wygodne buty, technikę chodzenia obejrzyj sobie w necie i już. Kwestia mobilizacji.
    Organizm się Tobie zbuntował, bo zaniepokojony jest zmniejszonymi drastycznie racjami pożywienia, taką mądrość kiedyś wyczytałam i coś w tym moze być.
    Co do porad dietetyka. Kolega był i wcale cudów mu tam nie nawypisywała. Normalnie, tylko regularnie i w odpowiednich ilościach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lidia i Klarka :Radzicie mi ruch poza domem czy to ćwiczenia zespołowe czy też kijki ale w tym problem, że ja jestem domatorką i z czterech ścian wychodzić nie lubię i dlatego wymyśliłam rowerek koniecznie stacjonarny bo to wygoda bo się siedzi no i łapanie kondycji w domu...Sama już nie wiem ale już drugiego stresu czyli ćwiczeń plus wychodzenie z domu chyba nie zniosę....

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama wiesz, Agato, co lubisz, a czego nie :) Napisałam o moich doświadczeniach, a niekoniecznie muszą przecież Tobie pasować :)
    Każdy jest inny, ja np. jak siedzę w domu, to siedzę, ale przychodzi moment ( średnio raz dziennie :)) ), że muszę zeń wyjść, choćby do sklepu, więc wszelka aktywność ruchowa w domu nie dla mnie, poza tym jestem leń i muszę mieć marcheweczkę przed sobą, za którą chętnie podążę ;) , ot co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypróbowałam dziś rowerek u znajomej i całkiem fajnie mi się kręciło choć kondycji nie mam...Muszę przemyśleć...

      Usuń
  5. Jak słodko kiciuś sobie śpi :)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam