Codzienność

Codzienność

sobota, 25 kwietnia 2015

Sklep objazdowy, pasztet, techniczny bubel i zdjęcia z ogniska...


Dziś wstałam przed 9. Wcześnie, bo chciałam zrobić zakupy w sklepie obwoźnym. Warto było wstać. Sklep jest dość dobrze zaopatrzony, a ceny są przystępne. Taki sklep to wygoda dla wszystkich, którzy do sklepów stacjonarnych dotrzeć z różnych względów nie mogą. Ja docieram rzadko, bo najbliższy sklep jest ponad kilometr od domu i to wtedy, gdy idzie się na skróty przez las. Z zakupami ciężko mi pokonać taki dystans i dlatego zakupy załatwia zazwyczaj Krzysiek.
Po południu idę do ogrodu wyplewić pod agrestami i w kartoflach. Później będę piekła pasztet z soi. Bardzo lubię pasztety wegetariańskie jeszcze z czasów gdy nie jadłam mięsa. Robię pasztety z soi, z soczewicy, z warzyw korzeniowych, z cukini i mieszane np. z dodatkiem pieczarek.

Pasztet

25 dkg soi
marchew
pietruszka
mały seler
koncentrat pomidorowy
cebula
sól
pieprz
przyprawy np. tymianek
jajko
3 łyżki otrąb owsianych
bułka tarta

Soję zamoczyć i ugotować. Zmielić razem z warzywami i podsmażoną cebulą. Dodać przyprawy, otręby, bułkę i jajko, koncentrat. Wyrobić. Wyłożyć do wysmarowanej i obsypanej tartą bułką formy - keksówki. Piec około 45 minut w 180 stopniach.

Im częściej piekę tym więcej narzekam na piekarnik, który kupiłam już jakiś czas temu. Chyba  w zeszłym roku. Piekarnik jest z termoobiegiem co mi zdecydowanie nie odpowiada, bo wszystko wychodzi nieprzypieczone i piecze się o wiele dłużej. Kiedyś np. schab był piękny rumiany i piekł sie około godziny, a teraz wychodzi blady i 1,5 nieraz siedzi w piekarniku. Strasznie mnie to denerwuje, ale starego typu piekarników już nie można nigdzie kupić i jestem skazana na to co obecnie jest produkowane. Nie znoszę gdy na siłę jestem zmuszana do nowoczesnych rozwiązań nawet wtedy gdy są gorsze. Tak samo jest z kuchenkami z termostatami. Też buble.
A na koniec zdjęcia z inauguracji sezonu z ogniskiem w tle. Były kiełbaski, sałatka i puszka piwa jeżynowego, którą wypiliśmy na pół z Krzyśkiem. Zwykle piwa nie pijam, bo nie przepadam za goryczką i zapachem, ale czasem te smakowe albo z sokiem jednak piję.





9 komentarzy:

  1. swego czasu taki obwoźny sklep jeździł i u nas...ale od nowego roku już nie jeździ ;) bo nasz odm naprawdę na uboczu ;) i "szefostwo" ze sklepu stwierdziło, że się nie opłaca ;)
    cóż ;)
    przepis na sojowy pasztet zabieram ze sobą :)
    ostatnio robiłam z soczewicy i kaszy jaglanej z dodatkami jakie tam lubimy ;) super wyszedł!
    :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Sympatycznie wyglądacie na tych fotkach. Zawsze się cieszę kiedy widzę do kogo tu piszę. Ale mieszkać na takim odludziu to byłoby nie dla mnie. Mieszkam na peryferiach dużego miasta, wszędzie mam blisko czyli do.lekarzy,do kilku aptek,do autobusu i pociągu, blisko sklepy ,kościół i cmentarz(cmentarz jest ukryty w lesie za kościołem) widzę z mojego okna tu gdzie piszę, hehe.Kiełbaski i piwo mniam. Lubię piwo , ale musi pasować do dania, a do kiełbasek z grilla pasuje jak najbardziej..Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mieszkam na odludziu i żałuję. Mieszkam na peryferiach miasta. Sąsiedzi zaglądają do okien a wszędzie i tak daleko. Chciałabym wyprowadzić się na wieś, ale domu po przodkach nie sprzedam...Jestem piątym pokoleniem zamieszkałym w tym domu. Prapradziadek go budował, pradziadek rozbudował. szkoda mi...

      Usuń
  3. To że wszędzie daleko to jednak kłopot, ale kiedy się juz tak od zawsze mieszka to i przywykło się do tego chyba.Też mieszkam tu gdzie mój dom od pokoleń. Mam na moim blogu dzisiejsze fotki zrobione u mnie, serdecznie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja niby mam sklep pod nosem bo raptem jakieś 200 metrów ode mnie ale ceny jak... w Londynie... jeżdżę więc raz w tygodniu i ładuję w bagażnik wszystko to co wlezie... ostatecznie do miasta mam raptem 10-15 minut jazdy więc co to było ?

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam