Codzienność

Codzienność

niedziela, 29 kwietnia 2018

niedziela

Działam w ogrodzie od dwóch tygodni i ruchu mam więcej. Z początku sił mi brakowało i źle to znosiłam. Teraz zauważyłam, że jestem bardziej sprawna. Mam więcej energii i łatwiej mi przychodzi wykonywać fizyczną pracę, że o chodzeniu nie wspomnę. O wiele też lepiej śpię w nocy. Tego typu ruch jestem w stanie znieść, bo jest celowy i czemuś służy. Spacerów, jazdy na rowerze czy ćwiczeń nadal nie toleruję poza jogą, na którą mi nie pozwalają chore stawy.

Problem mam z orzechem. Drzewo ma około 50 lat. Jest spore, ale niestety bardzo pochylone. Pochyla się z roku na rok coraz bardziej i jest ryzyko, że kiedyś runie. Położyło się na siatce i słupek się wygiął. Moja mama jest za tym by je wyciąć. Mnie szkoda, bo rodzi sporo orzechów. Co rok prawie zbieram duży koszyk. Brak by mi tego było. Na razie została usunięta jedna gałąź. Drugi orzech nie rodzi wcale. Rośnie, bo rośnie.
Po mojemu jest za to do wycięcia stara papierówka. To ukochane drzewo mojej babci. Nie rodzi już. Drzewo jest okazałe ale prawie suche. Trochę drewna by z niego było. Mama jednak nie pozwoli go usunąć. Nie potrafi podać rozsądnego powodu i chyba chodzi o sentyment i przyzwyczajenie. 
W zeszłym roku podczas wichury życie straciła stara grusza. Została pocięta i teraz na podwórku leżą drobne gałązki, które mama używa na rozpałkę. Szkoda mi drzewa, bo wyglądało jeszcze bardzo ładnie. Teraz podwórko jakieś takie łyse jest, obce. Minie sporo czasu zanim się przyzwyczaję...

W tym roku do usunięcia są stare maliny. Jest z tym problem, bo mama twierdzi, że to stara odmiana po prababci i usunąć nie daje. Ja widzę chaszcze i zdziczałe pędy, które rodzą 1/2 szklanki owoców. Chciałabym miejsce odzyskać i coś tam posadzić. Miejsca jest sporo. Jest zasilone, bo w tym miejscu kiedyś były kury.

Ostatnio znowu o kurach myślę. Mogłabym ostatecznie kurnik kupić i zagrodzić trochę ogródka, żeby kury były dalej od domu nowych ,,miejskich" sąsiadów, którym kompost cuchnie. Interesuje mnie małe stadko. Może 5 kurek plus kogut. Krzysiek ani o tym słuchać nie chce. Może kiedyś...

Moja 10 letnia koteczka Lwica ma guza. Jest bardzo duży i prawdopodobnie złośliwy. Weterynarza zaleca operację ale od razu mi powiedział, że operacja pomoże o ile guz zostanie usunięty z dużym marginesem. Niestety w tym przypadku zabieg z marginesem ze względu na umiejscowienie jest niemożliwy. Jeśli nie będzie marginesu to guz bardzo szybko odrasta. Lwiczka nie cierpi fizycznie i trochę się wstrzymam. Nie chcę jej męczyć i narażać już w tym momencie. Będę obserwować. Strasznie mi jej żal. To kochana, spokojna koteczka. Ona chyba coś czuje i boi się. Nie wiem jak jej ulżyć...Zrobiłam tylko Reiki na moment śmierci. Płakać mi się chce, ale płacz nic nie pomoże...





8 komentarzy:

  1. Jak usunąć się nie da to zostaje obserwować i rozpieszczać. Póki nie boli jest OK. Niektórych guzów lepiej nie ruszać, histopatologia dałaby dokładniejszą odpowiedź jaka jest szansa na wydłużenie życia. Pytanie tylko czy stres to jest akurat to co zwierzakowi należy fundować.

    OdpowiedzUsuń
  2. A masz możliwość skonsultowania to z innym wetem?
    U nas tak było przecież. Jeden stwierdził, że to koniec, a zmieniliśmy i dwóch niezaleznie stwierdziło, żeby poddać kota operacji. Tak też zrobiliśmy.
    Czas pokaże, co będzie dalej. Mam nadzieję, że dobrze i tego się trzymajmy.
    Może ktoś inny z bioenergoterapeutów mógłby Cię też wesprzeć?

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do orzecha to może pomogłoby zrobienie jakiejś podpory od tej strony co się kładzie. Z grubego słupka powinien być dobry.

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczna koteczka, zdarza się, że z guzem żyją dłużej niż po usunięciu- kreska

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam