Codzienność

Codzienność

niedziela, 18 października 2020

niedziela

 W piątek odwiedził mnie Adrian, mój syn. Długo go nie widziałam, a on w tym czasie pilnie ćwiczył. Faktycznie sylwetkę sobie wyrobił. Wygląda dobrze jak nigdy. Kiedyś miał skłonność do otyłości. Teraz jest z siebie zadowolony, ale będzie ćwiczył dalej, bo zawsze podziwiał napakowane sylwetki.



W piątek przyszła mi brzozka. Jest taka delikatna i wdzięczna. W sobotę ja posadziliśmy i oby jej było u mnie dobrze, bo uwielbiam jej energię. Drzewo jest bardzo cenne. Leczy depresję, uzdrawia fizycznie, dodaje energii, wyciąga co złe, pomaga na nocne koszmary. Warto wkładać gałązki pod materac. Rozwija intuicję, uwrażliwia. Pomaga uporać się z reumatyzmem. Ja po gałązki wybieram się w poniedziałek, wtorek.
Jeśli mi wpadnie jeszcze z 50 zł to kupię borówki amerykańskie. Koniecznie dwa krzaczki, bo sie wzajemnie zapylają. Jeśli wpadnie więcej to i czereśnię kolumnowa kupię w tym roku... Wystarczy jedna, bo jest samopylna. Kuszą mnie jeszcze jagody kamczadzkie, maliny, agresty i porzeczki. Wszystko ponoć można uprawiać w pojemnikach. Kupię, ale wiosną.
Jarzębina się przyjęła. Zima będzie egzaminem. Zobaczymy czy przetrwa.


Wczoraj spędziłam bardzo przyjemny dzień w domu. Nie pracowałam. Zrobiłam tylko ostatnią porcję leczo. Solidnie sie wyspałam. Sen mi wrócił. Znowu jestem w stanie spać do trzynastej. Krzysiek byl w kościele i opłacił intencję mszy za moich bliskich. Msza będzie za tydzień. Chyba muszę pójść.



A na koniec wiersze i dyplom...

Bezdomny kot

 

park we mgle pachnie deszczem

ławka pod klonem drzemie w ciszy

malowanych liści

na niej przycupnięty bezdomny kot

śledzi mnie wzrokiem czeka na mój ruch

na głos na zainteresowanie gest

jeszcze wczoraj pysznił się domem

miał puszysty kocyk miseczkę

może kogoś kochał może mościł się na kolanach

nadal patrzy a ja tonę w nefrytowych oczach

siadam obok na ławce

i biorę w objęcia mruczący skarb i jutrzejsze dni

pełne ciepła i miłości

ile takich ławek jeszcze spotkam

ile inni miną obojętnie

 

***

wiatr jesienny

czułym szeptem niespiesznie budzi

uśpione uczucia

rozpływamy się w błogostanie

zaznaczając swoją obecność

to w najczulszych zakamarkach

to w ciszy nabrzmiałych ust

wchłaniam zapach twojej wilgotnej skóry

i mokrych marcinków

zanurzasz się we mnie a ja płonę

płynę wśród jęków

po chwili

rozkosz wybucha gejzerem

i odpływam z drżeniem zabierając z sobą

blask twoich oczu

o barwie dojrzałych kasztanów

 

 


5 komentarzy:

  1. Gratuluję dyplomu, wiersze jak zawsze piękne <3
    Syn ma mnóstwo samozaparcia, również powód do gratulacji :)
    Tak mnie ciekawi, czemu decydujesz się na uprawę drzewek w pojemnikach? To strasznie kłopotliwe i o wiele trudniejsze niż w gruncie, wymaga dużo więcej pracy i wysiłku.
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie bardzo licha gleba i wszędzie perz i chwasty. Nie mam siły z tym walczyć...Ciągle rośnie..

      Usuń
  2. Przystojniak! ☺ kr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję!! I pozdrowienia zostawiam. Piękna sylwetka, ruch to zdrowie warto zadbać o siebie. Gratuluję również synowi :)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam