Codzienność

Codzienność

czwartek, 11 kwietnia 2013

Koty, vedic art, nieznośny Pikuś i wiersz...

No i jestem już po pierwszych 2 dniach kursu vedic art i jestem baaaardzo zadowolona. Przeżycia wspaniałe  no i niektóre obrazy stworzone przeze mnie bardzo udane. Zwłaszcza jeden, którego już nie mam zamiaru przerabiać bo uważam go za ostatecznie skończony no ale tak uważałam już dwa razy i ciągle dodawałam do niego nowe elementy w miarę poznawania nowych zasad...Akryle i malowanie na podobraziu płóciennym bardzo polubiłam. Następne 2 dni za dwa tygodnie i do tego czasu muszę kupić podobrazia, nowe farby z tym, że tym razem też kilka tubek lepszych gatunkowo i o ładniejszych kolorach np. złote i srebrne i pędzle. Farb i podobrazi mam zamiar kupić więcej bo chcę też malować sama w domu choć to dość kosztowne upodobanie a jeszcze nie wiadomo czy mi się uda obrazy sprzedawać. Mogą być piękne, bardzo dekoracyjne i mieć wręcz terapeutyczne działanie ale ja nie jestem przebojowa i zdolności do handlu nie mam niestety. Choć ostatnio kilka książek sprzedałam...



Pogoda od dwóch dni prawdziwie wiosenna, słoneczko od rana i ciepło nawet w nocy. Dzisiaj miałam jechać na kurs w poncho i w niższych butach, takich za kostkę ale nic z tego nie wyszło bo Pikuś nad nimi popracował w nocy i część zjadł. Teraz odsypia a ja obserwuję czy nic mu nie jest ale na szczęście czuje się dobrze. Myślę, że to co zwrócił po fakcie, to było wszystko co skonsumował. Tylko buty muszę kupić nowe a  szkoda bo  fajne były i bardzo wygodne. Swoją drogą od dawna nic nie pogryzł i myślałam, że już z tego wyrósł. Jak widać, jeszcze nie albo to ze zdenerwowania remontem u sąsiadów. Fachowcy siedzą na dachu już chyba od miesiąca a Pikuś się wścieka. Przez pierwsze dni siedział  od rana do wieczora na oparciu fotela i wyglądał przez okno bardzo potekscytowany. Ciekawe ile to jeszcze potrwa bo jest to dość uciążliwe. Caly dzień stukanie, wiercenie, hałas, klątwy no i zaglądanie do okien. A fachowcy się dłubią  i bruku przed naszą bramą, który został ściągnięty w celu dostania się do rur od wody jeszcze nie naprawili. A czas najwyższy bo leży na rabacie koło bramy a krokusy i liliowce już kiełkują...

Lwica prawie zdrowa. Z pyszcza już jej nie cuchnie i nie miauczy gdy ją dotykam a jeszcze jedno opakowanie synoluxu kupiłam i podam jej tak na wszelki wypadek. Gorzej bo pojawił się znowu świerzbowiec w uszach. Tym razem, trochę ale jednak ma Rozi i Józek. Trą i drapią uszy tylko sztrzela. Zupełnie nie wiem skąd się to draństwo bierze bo ostatnio wyleczone były wszystkie, które miały i przez kilka miesięcy był spokój. A tu nagle nawrót i to u tych co dotychczas nie chorowały. Zgłupiałam już. W poniedziałek jadę kupić leki. Tylko nie wiem czy można je będzie podać Józkowi bo jeszcze bierze antybiotyk na pęcherz...Muszę w końcu chwycić mocz i sprawdzić co z tymi leukocytami...A jeszcze w maju odrobaczenie całego towarzystwa mnie czeka. Robaków wprawdzie nie widać ale zawsze odrobaczam profilaktycznie...

No i niedawno napisany wiersz/III miejsce w konkursie w grupie na facebooku/

Kwiecień

w szelestach i szeptach
nadchodzących dni
nasłuchuję kroków wiosny
i tętna natury
z cichym westchnieniem
żegnającej chłód zimy

wiatr przynosi
zapach pól
i oddech ziemi
stęsknionej na ziarnem

w zachwycie śledzę
drżenie promieni słońca
obejmujących\
w zmysłowym tańcu
cień bociana w locie

rozmarzona pieszczę
gałązki wierzby
zrzucające mi w dłonie
puchate kotki

smak kropli rosy
na płatkach hiacyntów
budzi mnie do życia

już kwiecień







3 komentarze:

  1. Piękny wiersz. Dokładnie tak mi w duszy gra teraz. I nawet problemy stają się mniejsze:-)))
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale że tak się spełniasz w swoich pasjach.

    W wierszu jest na zamiast za.)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny wiersz :-)
    Ale widzę ,że Ty masz zdolności artystyczne w różnych kierunkach...

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam