Święta na półmetku co mnie w zasadzie cieszy bo mam trochę pilnych spraw do załatwienia i musiałam je odłożyć na później. A z drugiej strony to leniuchwanie mnie bardzo cieszy. Nawet nie gotowałam bo o dziwo wczoraj Krzysiek prawie sam zrobił barszcz a dziś ugotował ziemniaki, zrobił surówkę i podał z pieczoną w piecyku kiełbasą. Poradził sobie doskonale a ja zjadłam z apetytem. Dla mnie to raj takie próżnowanie przez cały dzień. Coraz częściej się łapię na tym, że stałam się chyba za bardzo leniwa. Nic mi się nie chce robić ani sprzątać ani gotować. Pisać np.wiersze, układać krzyżówki, robić horoskopy czy reiki albo inne zabiegi, medytować czy też teraz malować o to robię chętnie i mogę robić cały dzień prawie bez odpocznku. To mnie nie męczy i nie nuży to mnie cieszy i ekscytuję. A sprzątanie? No cóż nie cierpię tego i nigdy nie cierpiałam . Całe życie marzyłam o pani do pomocy. Kiedyś gdy jeszcze pracowałam poza domem i miałam stałe, spore dochody przychodziła do mnie pani Bożenka i sprzątała mi raz w tygodniu mieszkanie. To był raj. Czystość w domu bez mojego zaangażowania. Później niestety z pracy na etacie zrezygnowałam i moje dochody, nieregularne i niewysokie zmusiły mnie do dbania o porządki we własnym zakresie co mi okropnie ciążyło. No a teraz? Sama nie wiem. Dochodów wysokich wprawdzie nadal nie mam no ale siły do roboty też mi brak. W mieszkaniu wprawdzie porządek jakoś jeszcze utrzymuję ale już czystość nie za bardzo. Szorowanie podłogi, odkurzanie czy czyszczenie wanny kosztuje mnie już za dużo wysiłku a potem nie mogę dojść do siebie i kręgosłup przez kilka dni mnie okropnie boli. Krzysiek wprawdzie stara się mi pomagać ale okropnie się złości no i w pracy też go przecież nie posadzą. Nie chcę więc go dodatkowo angażować w pracę w domu i kurz się panoszy po kątach. Chyba więc będę musiała jednak znaleźć sobie kogoś do pomocy choć raz na dwa tygodnie tak po 3 godziny. To nie powinno kosztować aż tak drogo ale ze znaleziemiem pani mogą być problemy bo mam sporo zwierząt w domu a nie każdy to znosi. Pożyjemy zobaczymy...
Święta przeżyłam bardzo spokojnie czyli tak jak najbardziej lubię. Nigdzie nie byłam i nikt nie był u mnie no poza Adrianem i mamą ale to najbliźsi i z nimi mam kontakt na codzień. Cały czas wylegiwałam się na kanapie i zajmowałam się tylko tym co mi sprawia przyjemność czyli pisaniem wierszy i malowaniem. Powstały następne akwarelki tak, że się uczę. Wszędzie mi radzą malować jak najwięcej co staram się robić bo tylko w ten sposób można nabrać wprawy. A w najbliższym czasie czeka mnie kurs vedic art no ale to zupełnie co innego. Już się nie mogę doczekać pierwszej próby na podobraziu i akrylami. A potem zakupy w sklepie dla plastyków w internecie bo nawet pędzli do akryli jeszcze nie mam no i porządnych do akwareli też nie. Do akwarelki marzę o takich lepszych z włosia wiewiórki albo soboli ale są drogie i na cały komplet od razu nie będzie mnie stać bo muszę kupić jeszcze papier też od razu nie najgorszy i książki no i jeszcze przecież materiały na drugie 2 dni kursu wedic art. Chyba muszę zrobić jakiś skok na bank np. bo inaczej wszystko co potrzebuję do malowania będę kompletować przez rok ...
A tu jeszcze chyba będę musiała robić 2 kotom zabiegi czyszczenia zębów o ile leki nie pomogą. Mega już raz leki wybrała i był długo spokój a teraz od czasu do czasu znowu języczek wystawia z tym, że chyba nic jej nie boli na razie bo dotykam pyszczka i nie broni się no i je bez problemu. Muszę ją poobserwować i zobaczyć co i jak ale zabiegu wolałabym uniknąć bo boję się usypiania. Za to Lwica chyba się rozchorowała bo jej okropnie cuchnie z pyszczka i nie za bardzo pozwala się dotykać. Muszę jechać do weterynarza po synolux i zobaczymy co będzie ale myślę, że po kilku dniach powinno być lepiej.
Zima na całego, śniegu na podwórku leży po kolana. Jest pięknie ale to nie pora na białe pierzynki na świerkach. Nawet ja, choć zimę kocham, już tęsknię za wiosną i czekam na pierwsze kwiaty. Ostatnio Krzysiek zerwał trochę bazi ale forsycja jeszcze do wazonu się nie nadaje. A gdzie kiełki krokusów ...gdzie tulipany i żonkile... Odśnieżać też nie ma kto. Dziś Krzysiek odśnieżyć nie zdążył i żeby przejść do mamy musiałam zdjąć skarpety i brodzić bosymi stapami po śniegu bo mi się wysokich butów zakładać nie chciało.
Spojrz na to z innej strony, chodzenie boso po sniegu hartuje, wiec nie ma tego zleg co by na dobre nie wyszlo :)
OdpowiedzUsuńA tak na powaznie to swietnie rozumiem twa tesknate za wiosna. Zima jest piekna, ale nuzy sie gdy trwa zbyt dlugo. Wrocilam z Polski nie tak dawno i jak kot wystawialam sie na pierwsze wiosenne promienie sloneczne w mej poludniowej Arkadii. Nawet sniadanie wielkanocne zjedlismy na tarasie. No ale dzis juz leje od rana, prawdziwy smingus-dyngus.
Cierpliwosci, Pania Wiosne widzialam juz w drodze do Polski, wiec niedlugo dotrze i do was.
Buziaki dla kociakow, bo ja tez kociara :))
Nika
Tak się porobiło z tą zimą ,że siedzi i siedzi :-)
OdpowiedzUsuńPonoć na bosaka to zdrowo :-)))
pewnie,że na bosaka po śniegu to samo zdrowie doskonale hartuje tylko później trzeba stopy szybko ogrzać...
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń