Codzienność

Codzienność

środa, 3 kwietnia 2013

Śnieg, śnieg, wyprawa na pocztę i szkice...

A dzisiaj od rana znowu sypał śnieg. Ja wprawdzie nie widziałam bo spałam sobie spokojnie z Józkiem do 11 ale Krzysiek mówił no i widzę przecież nową warstwę puchu zakrywającą moje wczorajsze ślady na podwórku. Dość już tego stanowczo dość bo to się staje zbyt uciążliwe. Męczą się i ludzie i zwierzęta. Dziś Krzysiek miał problem z dojściem do sklepu bo w lesie śnieg po kolana i ścieżka nie przetarta. Ja pewnie nie dałabym rady i czekała by mnie droga okrężna. Wrócił zmachany i zły bo na dodatek w sklepie pustki jak to po świętach. Nie było ani kiełbasy kociej ani nawet cytryny. Ciekawe co będzie jadła moja biedna Lwica, pewnie trochę chrupek z musu, żeby się utrzymać przy życiu i  generalnie będzie pościć bo puszek nie jada. Żadnego mięsa też nie. Może trochę mleka wypije bo na szczęście jej nie szkodzi.
Biedne zwierzęta też zmęczone już zimą. Sarna nadal przychodzi pod dom po obierki z ziemniaków a dziś znowu widziałam w miejscu gdzie wylewamy zlewki parę bażantów. Przyleciały też już  bociany i pewnie niestety część zginie bo sobie nie poradzą. A biedne gołębie też głodne siedzą na drutach bo opuścić się w śnieg boją i pszenicy z głębokiego śniegu wydziobać nie potrafią. Wprawdzie mama stara się odśnieżać w miejscu gdzie jedzą ale już nie daje rady bo co odśnieży zasypane od nowa. I tak dzień po dniu.
Swoją drogą ciekawe co to będzie u mnie z węglem, kończy się powoli a jeśli śnieg nie stopnieje to samochód z węglem zakopie się na podwórku po same osie. O ile wogóle wjedzie  bo u mnie tuż za bramą jest lekka górka na której część samochodów przy niesprzyjającej aurze lubi utknąć z buksującymi kołami. I nawet podsypywanie popiołem nie zawsze pomaga. No cóż  rady nie ma trzeba zacisnąć zęby i przetrwać.

A jeszcze na dodatek musiałam jechać na pocztę bo listonosz zastępujący naszą panią Małgosię, która i do okna od sypialni zastuka i przesyłkę do mamy zaniesie gdy mnie nie ma, nie wiedział, że dzwonek  nie działa i nie pukał tylko zostawił awizo w skrzynce. No i trzeba było się niestety pofatygować i odebrać osobiście. Przyszła książka o malowaniu akrylami kwiatów i krajobrazów i komplet profesjonalnych ołówków. Dobrze, że to lekkie było bo z ciężarami sobie nie radzę a raczej mój biedny kręgosłup. Z tego co się zdążyłam na szybko zorientować to książka bardzo fajna a ołówki też niezłe tylko okropnie trudno  się  je struga, zwłaszcza te miękkie B, łamią się, że aż strach a strugaczkę mam raczej dobrą i nową. Teraz przydały by się jeszcze jakieś książki o technice akwareli. Już nawet mam 2 upatrzone też o malowaniu kwiatów na początek bo to najłatwiejsze przynajmniej dla mnie ale te zamówię i odbiorę sama z księgarni Matras. Tak będzie najprościej i najtaniej.

Dzisiaj Adrian miał czas i zgodził się umyć mi okno w sypialni. Wprawdzie musiałam mu dać parę groszy na kartę do telefonu bo pracy jak nie miał tak nie ma ale i tak mi to jest bardzo na rękę. Nie musiałam wysilać się i myć sama a okno tylko na tym zyskało bo tak wybucowane nigdy nie było. Ja je zawsze tylko ochlapywałam z grubsza a on wyczyścił, że ani jednej pisy nie ma. Nawet gazety były w robocie. Ciekawe kto go tego nauczył bo ani ja ani moja mama na pewno nie. Obie sprzątamy z musu i po łebkach i zawsze tak było.

no i jeszcze szkice tak na szybko nowymi ołówkami bo musiałam je wypróbować...



5 komentarzy:

  1. Ależ pięknie rysujesz...:-)
    Kiedyś chyba ta zima się skończy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zima wszystkim dokucza.Najbiedniejsze są zwierzaki i ptactwo bo ludzie sobie poradzą.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Agatko, dobry duszku dla zwierzątek. I ja mam po dziurki w nosie tej szalonej zimy.Buziaczki

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam