Codzienność

Codzienność

wtorek, 16 kwietnia 2013

Podwórko, porządki, pieniądze i Reiki

U mnie na podwórku od kilku dni ruch jak w ulu bo mama wzięła się za porządki : kopie, grabi, sprząta i bardzo szczęśliwa wita się z roślinami, rozmawia z nimi i pieści je. Podziwia kwitnące krokusy i kiełkujące liliowce i irysy. Zasiliła już nawozem od gołębi  ledwie wychodzącą z ziemi  piwonię, pamiętającą jeszcze czasy mojej prababci. Pewnie w tym roku zakwitnie. W najbliższych dniach ma przyjść sąsiad do pomocy, bo  trzeba trochę  rabatek skopać i usunąć jej z pod okna zbyt rozrośnięte paprocie. Ma też przyciąć winogron zaglądający jej do okna a raczej całkiem je zasłaniający. Chciała wyciąć go całkowicie ale się nie zgodziłam bo raz, że niezawodnie owocuje rok w rok a dwa, że sadził go mój dziadek jak mnie jeszcze na świecie nie było a ja się przywiązuję i jestem sentymentalna. Tak, że zostaje ale dość mocno przycięty. Planuje już też zakup nowych roślin. Ostatnio wymyśliła pnącą truskawkę i już przygotowała dla niej miejsce. Zamówiła 5 sadzonek i nawet ja jestem ciekawa co z tego będzie. Próbuje też mnie za wszelką cenę zwabić na dwór ale nie bardzo jej to oczywiście wychodzi bo mnie ostatnio dom wciągnął na całego i wogóle nie mam ochoty go opuszczać nawet na chwilę. Dziś wyszłam, żeby obejrzeć całą masę, chyba z 50 tak na oko szyszek tyle, że zgromadzonych pod gruszką. Skąd się tak wzięły nie mam pojęcia. Mama twierdzi, że może wiewiórki urzędowały bo innego wytłumaczenia nie ma. Kilka lat temu przychodziła wprawdzie jedna ruda kitka wyjadać karmę dla gołębi ale żeby szyszki przynosiła to o czymś takim w życiu nie słyszałam. I zagadka...

Dzisiaj od samego rana Adrian zawzięcie sprząta rupiecie z mojej przyszłej pracowni. A zgromadziło się tego sporo bo i stare, nikomu już nie potrzebne, meble typu stół bez nogi i puste doniczki i łachy i kilka dywanów i cała masa gazet do spalenia. Ma też, w wolnej chwili, odpiąć stary, żeliwny kaloryfer z niedziałającego już centralnego ogrzewania  zasilanego przez piec w piwnicy. Musiałam z niego zrezygnować, choć wspaniale się sprawdzało bo z chorym kręgosłupem nie dawałam rady kilka razy dziennie schodzić do piwnicy a nie miał mnie kto zastąpić. No i  centralne ogrzewanie nie dość, że do remontu to jeszcze było podłączone w całym domu a teraz odkąd babcia odeszła jej mieszkanie jest puste i nie ma sensu go ogrzewać bo to spore koszty. Tak, ze założyłam piecokuchnię i choć tak do końca zadowolona z niej nie jestem  to to i tak lepsze niż wycieczki po stromych schodach do piwnicy. Może kiedyś zdecyduję się na przeróbki i zakup pieca miałowego tak jak mi radził fachowiec ten sam co piecokuchnię zakładał. Mam nawet na piec miejsce. Oczywiście na górze. Przeraża mnie tylko remont i rurki w całym mieszkaniu, ruch, pył a może zrywanie podłóg. Kusi za to mała ilość spalanego opału i błogie ciepło w całym mieszkaniu. Co będzie czas pokaże. Na razie jest piecokuchnia i jeszcze pewnie kilka lat będzie. Plany muszą dojrzeć...W tym roku zrobię łazienkę, podłączę pracownię , otynkuję ścianę, pomaluję ganek, zmienię rynnę i dość...I tak nie wiem jak to zniosę że o Krzyśku nie wspominam bo on dostaje szału na samą myśl...

Dziś wreszcie listonoszka przyniosła mi pieniądze za ułożoną  kilka miesięcy temu partię krzyżówek z tym, że niestety nie całość jak się spodziewałam, ale część. Tak, że na zakup 3 książek o malowaniu kwiatów/już wybranych/ i profesjonalnego papieru do malowania akwarelami muszę poczekać pewnie następny miesiąc. A co gorsze w sklepie dla plastyków nie ma już dwupaków podobrazi i musiałam  kupić pojedyńczo tą samą ilość co wyszło oczywiście drożej. No a na dodatek wszystkie podobrazia mi się skończyły i z malowania akrylami nici...Tak, że czekam niecierpliwie i na pieniądze i na zamówione zakupy...

Wczoraj zaczęła mi się seria zabiegów Reiki oczywiście na odległość bo kobieta mieszka w Krakowie i nie dojedzie. Na razie umówiłyśmy się na cztery a potem zobaczymy jak energia zadziała i jak ona się na nią otworzy. Na razie bierze dobrze i czuje jak jej energię przesyłam. Powinno pomóc bo reiki ładnie działa na nerwicę i bezsenność. A na to właśnie uskarża się chora.Tylko trzeba będzie zrobić serię kilku zabiegów  bo po jednym raczej jej nie przejdzie. Reiki jest cudowne ale nie tak szybkie. Mam jej też dziś wieczorem, przed zabiegiem, oczyścić aurę i czakramy wahadełkiem bo to bardzo pomaga w terapii. Można to wprawdzie zrobić za pomocą Reiki ale wahadełkiem jest szybciej i stąd najczęściej ten właśnie sposób wybieram. Swoją drogą   wszystkie zabiegi, które robię robię na odległość tak jak lubię. Na szczęście bo w domu z taką ilością zwierząt było by to raczej trudne. Za duży ruch i nie każdy obecność zwierząt znosi a o wizycie jakiegoś kota w kuwecie w trakcie zabiegu wolę po prostu nie myśleć. Muszę tą sprawę jakoś rozwiązać bo obecnie osoby chętne na zabiegi u mnie w domu np. świecowania uszu odsyłam po prostu do znajomej...Mama wprawdzie coś wspomonała o urządzeniu,, gabinetu" w pokoju po babci bo i jej by się przydał ale kiedy...

A na koniec jeszcze parę zdjęć budzącej się do życia natury i moje to które będzie, o ile się nada, w antologii. sama nie wiem po co tym bardziej, że fotogeniczna nigdy nie byłam i zdjęć sobie robić nie lubię no ale skoro wszyscy inni autorzy chcą mieć zdjęcia to i ja musiałam się zgodzić...







2 komentarze:

  1. Ja też jestem sentymentalna. Im starsza tym bardziej, tak że rozumeim Cię.
    A poza tym, miło Cię, Agato, poznać, czyli zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Porządki, porządki, też je robimy :-)
    Świetne Twoje zdjęcie i tylko odrobiny uśmiechu :-)
    Aparat nie jest straszny :-)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam