Od kilku dni staram się za wszelką cenę przyzwyczaić do wcześniejszego zasypiania i wstawania. Codziennie więc chodzę spać o pół godziny wcześniej tak, że nie kładę się już o 3 jak w zimie ale o 1. Mam zamiar dojść gdzieś do 12 bo wcześniej nie dam rady zasnąć. Zaczynam teraz dzień między 9 a 10 i to mi bardzo pasuje bo szkoda mi dnia i pięknego słońca, zaglądającego do sypialni od samego rana. Z drugiej strony jestem od zawsze typową sową i uwielbiam przesiadywać długo w nocy. Taka wtedy cudowna cisza i taki fajny nastrój, wszyscy śpią. Ani samochodów nie słychać ani tym bardziej ludzi gadających mi pod oknem co mnie tak denerwuje tylko czasem gdzieś w oddali słychać nawołujące się psy. Można w spokoju czytać, medytować, robić zabiegi bo nic i nikt nie przeszkadza i nie odwraca uwagi. Zupełnie natomiast nie rozumiem ludzi o naturze skowronka. Jak można wstawać bladym świtem i chodzić spać z kurami z własnego wyboru. Jak można dobrowolnie zrezygnować kontemplacji czaru nocy. Wprawdzie sam świt czyli budzenie się ptaków i wschód słońca ma sporo uroku i dla mnie ale można przecież popodziwiać te ulotne chwile a później zasnąć ponownie i pospać jeszcze kilka godzin. Czasem tak robię...
Właśnie przed chwilą dostałam wiadomość, że antologia pokonkursowa, w której znalazł się mój wiersz, jest już dostępna w księgarni wysyłkowej. Mój egzemplarz autorski dotrze do mnie nie wcześniej niż za dwa tygodnie. Już się nie mogę doczekać...
http://www.mybook.pl/6/0/bid/287
Problem jest z tym spalonym domem przy mojej ulicy bo sąsiad go opuścił razem z psem ale koty zostawił. Co gorsze nikt nie wie ile ich jest ani czy nie ma wśród nich kotek w ciąży np.A strach pomyśleć co będzie jak zdziczeją i zaczną się mnożyć. Trzeba by te koty policzyć, zrobić im zdjęcia i najlepiej znaleźć gdzieś dla nich miejsce bo przecież bez dachu nad głową i głodne będą się męczyć. Najlepsze by dla nich były domy wychodzące, gdzieś na wsi w bezpiecznym miejscu bo tak do tej pory żyły. Kłopotu z jedzeniem nie powinno być bo właściciel też pewnie ich luksusami nie karmił. Pewnie też nie leczył i nie odrobaczał więc na początek weterynarz by nie zaszkodził. Szkoda tych kotów zasługują na lepszy los. Zupełnie nie wiem jak się za to zabrać. Wydarzenie na facebooku wprawdzie mogę zrobić ale już z liczeniem i zdjęciami będzie problem bo koczują spory kawałek ode mnie i nie mogę ich zastać. Nie zastałam też do tej pory najbliższego sąsiada i nie miałam kogo o nie zapytać. A to już kilka dni od pożaru. Nawet nie wiadomo czy coś biedactwa jadły przez ten czas. No i nie wiem czy czasem sąsiad nie ma zamiaru po nie wrócić...kto wie...
Ciepło, coraz cieplej. Wczoraj rozpaliłam w piecu dopiero po 17 bo było ciepło a od dziś nie będę już podgrzewać sypialni grzejnikiem bo jest bez grzania 14 stopni a to dla mnie dość. Tak sobie myślę, że już węgla nie będę kupowała na ten sezon grzewczy bo i po co. Zostało jeszcze z 10 wiaderek co najmniej i nie wiem czy to wypalę. Fajnie bo przez całą zimę poszły tylko 3 tony...Cud jakiś bo zawsze spalałam 5...No ale zima była w tym roku wyjątkowo lekka i krótko paliłam w centalnym. Oby i następna taka była bo tęgich mrozów nie znoszę tak samo jak upałów...
Wreszcie doczekałam się dużej ilości warzyw i mogę znowu wrócić do swoich zwyczajów żywieniowych prawie wegetariańskich tz. dużo warzyw, czasem ryby i bardzooo rzadko troszkę chudego mięsa. Warzyw i jabłek nakupiłam całą masę i już wczoraj miałam cały talerz sałatki tylko dla siebie. Co za rozkosz dla podniebienia. Nie to co starszawy,nigdy nie chrupiący, chleb z byle jaką kupioną w sklepie wędliną i do tego jeszcze drogą. Nie cierpię wędlin ze sklepu nawet tych ponoć najlepszych ani konserw mięsnych bo nie wiadomo co w nich jest i prawie nigdy ich nie jem. Jeśli już mam zjeść coś mięsnego to tylko mięsa czy pasztety pieczone w domu, ewentulanie boczek, czy domowe wędliny robione z dobrego mięsa a nie z najgorszych odpadów, skór i licho jeszcze wie z czego. Czasem zjadam też świeżo zmielone mięso z szynki lub chudej łopatki. za nic nie dotknę mięsa mielonego z tacek bo to sam tłuszcz i resztki...
Dziś na obiad była mizeria z koperkiem, który jeszcze nie ma tego zapachu co powinien mieć ale i tak mi smakuje a na kolacje będą kotleciki z warzyw czyli to co bardzo lubię. Oby tylko się na tej maszynce dobrze przypiekły bo nowej oczywiście nie miał kto kupić jeszcze...Krzysiek naturalnie psioczy, że robię z niego królika ale cholesterol ma w normie. A więc reiki i dieta pomogły i obyło się bez leków...
No i psioczy dość często więc przestałam się przejmować. Ostatnio tematem nr 1 jest pracownia i moje malowanie. O pracownię się złości bo dodatkowy remont a przez to kłopot a malowanie to wg.niego dopust boży tak jak wszystkie moje pasje...
sąsiad zabrał kota, podobno był jeden...
OdpowiedzUsuń