Codzienność

Codzienność

piątek, 5 kwietnia 2013

Pogoda, remonty, koty...itd.

Pogoda kiepska. Już od kilku dni wszystko się topi.  Na podwórku istne jezioro a na ścieżce do mamy rzeka po kostki. Na dodatek kapie z dachu i z zepsutej rynny. Tynk nad oknem odpada wielkimi płatami i wszystko leży na rabacie. Znowu w tym roku bez remontu się nie obejdzie. A już myślałam, że od tego odpoczniemy. Niestety trzeba to naprawić i jeszcze pewnie zrobić nowe tynki w łazience i zamontować umywalkę. Miałam zrobić kafelki na podłodze i na ścianach ale zrezygnowałam z tego pomysłu bo zbyt długo by ta robota trwała a ja bym w tym czasie chyba oszalała bo ostatnio coś kiepsko ruch w domu znoszę. A o Krzyśku nie wspomnę bo on remontów nie trawił nigdy i bronił się przed nimi jak mógł. Tak, że zrobię tylko tynki, pomaluję a w części łazienki z toaletą zamiast kafli na podłodze położę po prostu gumolit. Szybciej i taniej. I o to chodzi.

Lwica bierze antybiotyk na zęby od dwóch dni i jest lepiej. Dziś raczyła nawet zjeść trochę mięsa z puszki i suche jedzenie czego od małego nie znosi. Za to z Suzi coraz gorzej. Dziczeje i nic nie mogę na to poradzić. Doszło już do tego, że całe dnie siedzi gdzieś schowana w kącie. Wzięta na ręce aż drży ze strachu a czasem nawet miauczy. Bywa agresywna, wyrywa się gwałtownie, próbuje dapać i gryźć. Już nie wiem co z nią robić. Była od małego dzika ale nie tak. Wcześniej wzięta na ręce siedziała przez chwilę spokojnie i nie przejawiała agresji i czasem nawet troszkę mruczała. Myślałam, że z czasem oswoi się bardziej a tu wręcz przeciwnie. Siostrzyczka jest zupełnie inna- przytula się, mruczy, pokazuje brzuszek. Brat daje się głaskać i łasi się koło nóg. A ona...Za to Rozi zdecydowanie poważnieje i robi się spokojniejsza. Częściej teraz śpi na kanapie przytulona do mnie, mniej szaleje i już tak często nie goni innych kotów. Przestała też prawie wspinać się po firankach ale też przestała jeść z kotami i muszę ją karmić osobno. Nie je prawie wcale mięsa z puszki i domaga się kiełbasy kociej, koniecznie w kawału, żeby ją ponosić i poznęcać się nad nią niczym nad myszą. Chyba będzie łowić jak coś na ząb się trafi.

Wczoraj Adrian wypucował mi na błysk drugie okno i wysprzątał sypialnię bardzo dokładnie. Jestem mu bardzo wdzięczna bo sama bym nie dała rady zwłaszcza teraz z rwą. Ataki bólu nogi zdarzają się niestety nadal a z masaży narazie nici bo brak mi po prostu czasu. Pracuję nad książką z przysłowiami, uczę się malować, robię 2 osobom codziennie zabiegi reiki, mam dwa horoskopy do zrobienia w tym jeden partnerski a więc prawie podwójny a w środę i czwartek mam kurs vedic art, tak że przez dwa dni w domu będę gościem. Bardzo się cieszę na ten kurs bo czekałam na niego od prawie dwóch lat. Musiałam być cierpliwa bo kursy nie odbywały się w pobliżu tylko na wyjazdach. A ja na kilka dni poza domem nie mogę sobie pozwolić bo po powrocie zastałabym chudego, osłabionego męża i połowę stada kotów. Reszta by umarła z głodu.

Obiad był dzisiaj bardzo smaczny choć nie wymyślny. Miałam panierowaną rybę z surówką z kapusty kiszonej i marchewki z dodatkiem cukru, oleju i kminku. Już mi bardzo brakuje warzyw a z kupowaniem ich jest przez całą zimę problem. W pobliskim sklepie są przeważnie jakieś takie zmięte i zleżałe a wozić z miasta nie bardzo ma kto. Ja nie przyniosę bo ciężkie a Krzysiek bywa w mieście rzadko i wtedy kupuje też inne produkty tak, że samych warzyw wiele nie przynosi. Przez te śniegi jeszcze sklep obwoźny nie przyjeżdża a ja czekam już od początku marca. W zeszłym roku o tej porze już zajadałam się nowalijkami a teraz tylko podjadam piórka cebuli z doniczki.


1 komentarz:

  1. Z kotami to jak z ludźmi, zmienia im się humor
    i przyzwyczajenia, raz tak lepiej innym razem inaczej...
    Może tak się dzieje bo w stadzie ?

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam