Codzienność

Codzienność

wtorek, 2 kwietnia 2013

Upływ czasu, spalony obiad i akwarele

Już po świętach. Jak ten czas leci. A dopiero niedawno podziwiałam uroczo czerwone liście dębu, robiłam zdjęcia drzew w jesiennej szacie i czekałam na pierwszy śnieg a tu już Wielkanoc przeszła. A ja coraz starsza z roku na rok mniej sprawna fizycznie ale za to jakby mądrzejsza, spokojniejsza i bardziej pogodzona z sobą. Jeszcze nie tak dawno walczyłam z innymi i z sobą a teraz taki spokój wewnętrzy osiągnęłam. I tak mi z tym dobrze. I tak się taką wyciszoną lubię i akceptuję. A jak mi się podoba moje życie, jak mnie cieszy codzienność, jak wszechstronnie się rozwijam, na ilu płaszczyznach. Gdybym miała możliwość nagle powrócić do czasów mojej burzliwej młodości i znowu się z sobą zmagać za nic bym nie chciała. Wolę być starsza i nawet nie w pełni sprawna ale szczęśliwa. Młodość nie  ma dla mnie rzadnego powabu. Wolę spokój i akceptację niż  namiętności i walki. Wolę posiwiałe włosy i nadwagę niż ciągłe zmaganie się z sobą by  super wyglądać, diety, polowanie na ciuchy i wysiadywanie u fryzjera. Teraz nawet z makijażu i farbowania włosów zrezygnowałam. I dobrze mi z tym. A ile pieniędzy zaoszczędzę. Nie wiem czy to chwilowa zmiana, czy już na stałe ale ta powolna zmiana w babcię wcale mnie nie przeraża. No przynajmniej jeżeli chodzi o wygląd. Starzeję się, to widać i cóż z tego. Tylko niesprawności i przewlekłych chorób się boję.

Dziś obiadu nie było bo raz, że Krzysiek wrócił dopiero po 18 z pracy a jeszcze do tego sos serowy, który miał być z makaronem spalił się i to całkiem, że aż garnek cały zczerniał. Drugiego podejścia do gotowania nie było i makaron został zjedzony z jajkami. Wszystko to oczywiście wina tego obrzydliwego bubla czyli maszynki z płynną regulacją mocy tz. regulacją , której nie potrafię wyczuć i albo się nie gotuje wcale albo pali. Już od dwóch tygodni miała być nowa maszynka czyli taka jak była ta stara z regulacją skokową, a więc 6 to 6 wiadomo, że się będzie gotować a na 3 tylko smażyć. Taką maszynkę muszę mieć bo z inną sobie nie radzę. I oczywiście Krzysiek jeszcze jej nie kupił a ja się męczę i wściekam. Teraz mu zapowiedziałam kategorycznie, że gotuję na tym dziadostwie tylko do poniedziałku i jak maszynki nowej nie będzie to obiady będzie sobie robił sam. Myślę, że się wystraszy i kupi. Oby bo z tą starą osiwieję do reszty.

Sos serowy

1/4 litra mleka
1/2 szklanki kwaśnej śmietany
kawałek kostki rosołowej
mąka
1 duży serek topiony
łyżka tartego sera żółtego
można dodać pokrojonej kiełbasy

Mleko i śmietanę wymieszać i zagotować z rosołkiem, dodać pokrojony ser topiony i żółty, rozgotować, zaprawić mąką. Najlepiej smakuje z makronem ale z ziemniakami też może być.



Jutro będą na obiad pierogi ruskie/kupione w sklepie/za to  na kolację moje ulubione kotlety z selera z serem żółtym.



seler
2 łyżki startego żółtego sera
łyżka śmietany
1 mała cebula cebula lub 2 łyżki piórek
bułka tarta
sól i pieprz
jajko
olej

Seler obrać i zetrzeć na tarce o dużych oczkach, cebulę pokroić i zeszklić, ser zetrzeć i wraz z jajkiem oraz śmietaną - wszystko dokładnie wymieszać i doprawić.

Formować niewielkie kotleciki, obtaczać w bułce tartej i smażyć na rumiano
Można podać z sosem lub np. majonezem.

No i jeszcze nowe akwarelki...W zasadzie powinny być delikatniejsze, bardziej pastelowe barwy ale takich mój aparat nie zbiera niestety...







3 komentarze:

  1. Czasami jest ciężko zrobić zdjęcie,
    wkurzam się , bo nie oddają tego co bym chciała pokazać...
    Ważne jest tło na jakim się robi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dojrzałość jest piękna bo na wszystko się patrzy rozważnie i spokojnie.Bardzo ładne akwarelki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mu jeszcze parę sosów przypalisz,to na pewno kupi,hahaha...
    A u Ciebie tak kwiatowo się robi,kuś,kuś tą wiosenkę.

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam