Zimno jest albo ja to tak odczuwam. Cały czas wieje mroźny wiatr. W kominie tylko huczy. Dziś w nocy okropnie zmarzłam. Nawet stopy miałam skostniałe z zimna. Miałam też dreszcze. Coś ostatnio nie jestem odporna na zimno. Myślę nawet o zapaleniu w piecokuchni, żeby wieczorem w sypialni było choć o kilka stopni więcej. Cały problem w tym, że piecokuchnia strasznie węgiel połyka i nie ma go kto nosić. Krzysiek się broni, a ja z chorym kręgosłupem nie bardzo sobię z tym radzę. Dziś była o to oczywiście awantura. Wściekłam się i wyzwałam Krzyśka od egoisty, bo jemu jest ciepło. Wcale się tym nie przejął i węgla nie przyniósł. Czasem mam ochotę wziąć rozwód tylko, że po rozwodzie i tak sam węgiel do pieca nie wskoczy.
W domu już jest ciepło, a ja i tak teraz siedzę przy piecu i grzeję się. Nawet rozgrzaną cegłę mam w nogach i przykryłam się kołdrą. Może to ciągłe uczucie zimna jest spowodowane odchudzaniem? Pewnie tak jest. Nigdy się w zimie nie odchudzałam to doświadczenia nie mam pod tym względem.
Zimno mi jest, a i tak tęsknię za śniegiem. Kocham patrzeć na drzewa pod pierzynką i na ośnieżoną drogę. Lubię, gdy śnieg pada i z chęcią wychodzę wtedy na dwór. Ostatnio zaczęłam myśleć o tym, żeby sobie łyżwy figurówki kupić. Jeździłabym przed domem po zamarzniętej jezdni. Tylko wieczorem, bo wtedy ruch jest mniejszy. Nie wiem czy to ma sens, bo za dobrze nie jeździłam nigdy, a teraz w dodatku jestem starsza i mniej sprawna. Boję sie, że jak upadnę mogę się uszkodzić. Krzysiek oczywiście jest przeciwny. Uważa, że w moim wieku jeździć nie wypada. Muszę to przemyśleć, ale trochę ruchu by mi się przydało....
Dziś mam luz i nic nie robię cały dzień. Nawet obiad dla Krzyśka mam od wczoraj. Zje kotlety mielone z ziemniakami i mizerię. Ja dziś jeszcze jestem ostatni dzień na diecie kapuścianej. Zrzuciłam 1 kg. Dobre i to.
Jak nic nie robię to oczywiście czytam, bo malować nie mogę z powodu zimna. Jutro będę rysować widok z okna. I tu mam problem, bo u mnie za oknem jest ulica i domy sąsiadów czyli nic ciekawego. Pamiętam Kamesznicę i cudne widoki z okien - góry, drzewa i zieleń. Tak mi tego brak. Może to narysuję, albo coś z wyobraźni. Ewentualnie może być widok z okna z kuchni mojej mamy. Pod jej oknem rośnie piękna stara jabłonka. Ma gruby chropowaty pień i rozłożyste konary. To już coś.
A na koniec Mruczek, a raczej jego humory. Coś ostanio robi się okropnie niedotykalski. Często się denerwuje, kuli uszy i jak się go głaska potrafi nawet pacnąć łapą. Już dawno tak się nie zachowywał i teraz to mi się wydaje dziwne. Nie przychodzi też tak często do mnie na kolana i woli spać na fotelu. Nie wiem co go ugryzło. Czyżby to już oznaka starości? Ma przecież dopiero niecałe 9 lat. Jest jeszcze śliczny i pięknie, młodo wygląda. A może jednak, bo Lwicę też jakby częściej gryzie i inne koty goni...
Krzysiek zabrał się właśnie za rozpalanie w piecokuchni. Będzie cieplej...
OdpowiedzUsuńU mnie ciepło, bo kaloryfery grzeją, a na noc przykręcam je całkowicie. Wolałabym mieć żywy ogień, jak u Ciebie. Miłego wieczoru.
OdpowiedzUsuńWszystko ma swoje plusy i minusy. Przynajmniej masz całą dobę ciepło. U mnie rano w sypialni było 9 stopni, a bywa w potężne mrozy 5...
UsuńChyba żarty sobie z tymi łyżwami stroisz:)).
OdpowiedzUsuńA czemu? Moja koleżanka jest jeszcze starsza, a śmiga na łyżworolkach...
UsuńNa łyżwach wypada jeździć w każdym wieku :-)))
OdpowiedzUsuńJeszcze zobaczę. Najpierw muszę trochę schudnąć...
Usuńłyżwy świetna rzecz... a kocio... nie jest stary,,, w każdym wieku fajnie się bawią... może jemu też jest zimno ?
OdpowiedzUsuń