Codzienność

Codzienność

sobota, 7 listopada 2020

sobota

 Prace w domu i koło domu idą średnio. Trochę pogoda i szybko zapadający zmrok, mieszaja szyki. Wczoraj udało mi się pomalować drzwi, ale Krzysiek nie zrobił wszystkiego co było zaplanowane. Czasu brakło. Nie mogliśmy pracować razem, bo ktoś musiał być w domu z powodu przesyłek. Czekaliśmy, a jedzenie dla kotów i tak nie doszlo. Będzie w poniedziałek. Przyszła mi za to książka o emocjach. Już ja czytam. Nie wiem czy dziś coś na dworze zrobię. Niewiele pracy zostało da mnie. Z pilnych jest jeszcze skopanie ogrodu pod bób, ale nikt sie nie kwapi, bo strasznie zarosło. Trzeba by jeszcze pokryć impregnatem dwie skrzynie. Niby chcę je przetrzymać przez zimę w składziku, ale  chcę to już zrobić, żeby wiosną nie bylo za dużo pracy na raz. Moze być z tym problem, bo Adrian poszedł do pracy.

Jeśli chodzi o naukę, to przerabiam teraz książkę o fotografii kulinarnej. Autorka namawia do rezygnacji z trybu automatycznego, ale ja tego nie zrobię. Nie mam zamiaru zajmować się fotografia zawodowo, to tryb automatyczny mi wystraczy. Popracuję jednak nad światłem. Będę używać prześciaradła:) coby światło rozproszyć. Kupię też blendę srebrną. Dla mnie najważniejsza jest stylizacja. Jeszcze ten temat przede mną. Jestem jednak po kursie podstaw stylizacji, to coś juz na ten temat wiem. Mam jeszcze drugą książkę z tej tematyki i też ją przeanalizuję. 

Te dwa zdjęcia takie sobie. Niezbyt dobrze dobrane tło, bo zbyt podobne w kolorze do kotletów. Dobrze, że już błędy widzę...:)

Ostatnie zdjęcie, to pierwsze przy sztucznym świetle. Muszę kupić blendę,bo cienie zbyt ostre... Chyba zmniejszę kadry...:)









Bezdomny kot


park we mgle pachnie deszczem
ławka pod klonem drzemie w ciszy
malowanych liści
na niej przycupnięty bezdomny kot
śledzi mnie wzrokiem czeka na mój ruch
na głos na zainteresowanie gest
jeszcze wczoraj pysznił się domem
miał puszysty kocyk miseczkę
może kogoś kochał może mościł się na kolanach
nadal patrzy a ja tonę w nefrytowych oczach
siadam obok na ławce
i biorę w objęcia mruczący skarb i jutrzejsze dni
pełne ciepła i miłości
ile takich ławek jeszcze spotkam
ile inni miną obojętnie


Mgła


wyczesałam mleczny puch

o poranku

rozpłynął się smugą zafalował

w bezmiarze ciszy

myśli snują się nostalgią

utkane tęsknotą





1 komentarz:

  1. Zdjęcia nie mają też ostrości. U nas powoli sezon zimowy, przechodzimy w stan hibernacji ;)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam