Codzienność

Codzienność

sobota, 27 maja 2017

Sobota

Kupiłam piecokuchnię. Przyjdzie za około dwa tygodnie. Stara piecokuchnia służyła siedem lat. Nie bardzo się sprawdziła, bo strasznie żarła węgiel, ale inne opcji ogrzewania u mnie nie ma. Kto ją wniesie jak ją już kupię nie mam pojęcia. Okropnie ciężka jest, a ostatnią kurier wyładował na chodnik koło domu i pojechał. Teraz też tak będzie, bo nie ma możliwości wykupienia opcji z wniesieniem. Próbowałam załatwić firmę ale właściciel żądał 700,00 zł za pół godziny pracy dwóch ludzi. Przesada chyba. Sąsiad chętny do prac tego typu jest tylko jeden z tym, że on jest trunkowy. Nie wiadomo więc czy akurat tego dnia gdy kuchnia przyjdzie będzie w stanie coś zdziałać.

Prace w domu i koło domu trochę ruszyły. Ostatnio Krzysiek zrobił wreszcie ze zlewem. Teraz już nie leje się na podłogę. Byliśmy też w ogrodzie. Posadziłam fasolę szparagową niską i tyczną oraz wysiałam buraki na botwinkę. W najbliższym czasie gdy będzie ładna pogoda trzeba będzie wyjść ze środkiem chwastobójczym. Co zrobię z perzem w truskawkach jeszcze nie wiem. Truskawek powinno być sporo w tym roku, bo jest masa kwiatów. Pięknie kwitną też poziomki. Ładnie rosną zioła. Prawie wszystkie okna pomyte. Została pracownia. Tak teraz wygląda parapet w kuchni.



Jak widać kwiatki mają się dobrze. Te co kupiłam pięknie rosną. Strasznie mnie cieszą. Lubię z nimi rozmawiać i ich dotykać. Lubię na nie patrzeć. U mnie kwiatki muszą być odporne, raczej nietrujące i niesmaczne dla kotów. Nie powinny wymagać częstego zraszania i podlewania. No i muszą znosić zimno w zimie. Kiedyś gdy było centralne w piwnicy było cieplej i nawet delikatne kwiatki u mnie miały się dobrze. Miałam fikusy, monsterę, kawę, skrętnika, krotony. Teraz się u mnie niszczą.

Cały czas działam artystycznie. W czwartek zrobiłam na dzień matki kartki. Zdjęcia wybrała mama. Miały być w żywych kolorach, bo takie mama lubi. Namalowałam też pastelami portret. Malowanie portretów zaczyna mnie trochę cieszyć. Może coś z tego kiedyś będzie o ile podobieństwo zacznie wychodzić... A na koniec architektura, która od razu poszła do pieca. Ćwiczyć trzeba ale wolę owalne linie od prostych i za architekturą nie przepadam...




2 komentarze:

  1. faktycznie kwiatki urodziwe...
    a co się stało...? wstałaś lewą nogą , że do ogrodu ruszyłaś ? hihi
    ściskam Agatko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej tam zaraz lewą nogą:) i mnie się czasem zdarza do ogrodu wyjść hihi...

      Usuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam