Kupiłam piecokuchnię. Przyjdzie za około dwa tygodnie. Stara piecokuchnia służyła siedem lat. Nie bardzo się sprawdziła, bo strasznie żarła węgiel, ale inne opcji ogrzewania u mnie nie ma. Kto ją wniesie jak ją już kupię nie mam pojęcia. Okropnie ciężka jest, a ostatnią kurier wyładował na chodnik koło domu i pojechał. Teraz też tak będzie, bo nie ma możliwości wykupienia opcji z wniesieniem. Próbowałam załatwić firmę ale właściciel żądał 700,00 zł za pół godziny pracy dwóch ludzi. Przesada chyba. Sąsiad chętny do prac tego typu jest tylko jeden z tym, że on jest trunkowy. Nie wiadomo więc czy akurat tego dnia gdy kuchnia przyjdzie będzie w stanie coś zdziałać.
Prace w domu i koło domu trochę ruszyły. Ostatnio Krzysiek zrobił wreszcie ze zlewem. Teraz już nie leje się na podłogę. Byliśmy też w ogrodzie. Posadziłam fasolę szparagową niską i tyczną oraz wysiałam buraki na botwinkę. W najbliższym czasie gdy będzie ładna pogoda trzeba będzie wyjść ze środkiem chwastobójczym. Co zrobię z perzem w truskawkach jeszcze nie wiem. Truskawek powinno być sporo w tym roku, bo jest masa kwiatów. Pięknie kwitną też poziomki. Ładnie rosną zioła. Prawie wszystkie okna pomyte. Została pracownia. Tak teraz wygląda parapet w kuchni.
Jak widać kwiatki mają się dobrze. Te co kupiłam pięknie rosną. Strasznie mnie cieszą. Lubię z nimi rozmawiać i ich dotykać. Lubię na nie patrzeć. U mnie kwiatki muszą być odporne, raczej nietrujące i niesmaczne dla kotów. Nie powinny wymagać częstego zraszania i podlewania. No i muszą znosić zimno w zimie. Kiedyś gdy było centralne w piwnicy było cieplej i nawet delikatne kwiatki u mnie miały się dobrze. Miałam fikusy, monsterę, kawę, skrętnika, krotony. Teraz się u mnie niszczą.
Cały czas działam artystycznie. W czwartek zrobiłam na dzień matki kartki. Zdjęcia wybrała mama. Miały być w żywych kolorach, bo takie mama lubi. Namalowałam też pastelami portret. Malowanie portretów zaczyna mnie trochę cieszyć. Może coś z tego kiedyś będzie o ile podobieństwo zacznie wychodzić... A na koniec architektura, która od razu poszła do pieca. Ćwiczyć trzeba ale wolę owalne linie od prostych i za architekturą nie przepadam...
faktycznie kwiatki urodziwe...
OdpowiedzUsuńa co się stało...? wstałaś lewą nogą , że do ogrodu ruszyłaś ? hihi
ściskam Agatko :)
Ej tam zaraz lewą nogą:) i mnie się czasem zdarza do ogrodu wyjść hihi...
Usuń