Codzienność

Codzienność

czwartek, 24 września 2015

Historia Aśki/opowiadanie/



Aśka obudziła się późno i od razu dopadła ja myśl, że nie ma pieniędzy. Nie ma i już. Pożyczyć nie miała od kogo. Rodzice nie żyli od kilku lat, a jedyna siostra mieszkała od lat za granicą  i kontakt się urwał. Aśka radziła sobie jakoś, bo po rodzicach zostało mieszkanie w kamienicy. Nawet niedrogo za nie płaciła, a rodzice przed śmiercią je wyremontowali. Było też nieźle wyposażone w podstawowe sprzęty. Problemy się zaczęły, gdy okazało się, ze ma chory kręgosłup i pracować nie może. Dostała rentę, która ledwie wystarczała na życie.
Najpierw wysiadła jej lodówka. Wzięła nową na raty. Jakoś spłacała. Za miesiąc szlag trafił pralkę. Raty jeszcze załatwiła, ale w sklepie zataiła ile wydaje na leki, bo kredytu by nie dostała. Później była jeszcze chwilówka, bo jej kot Filip musiał mieć koniecznie zabieg na przepuklinę. No i zaczęło się. Spłaciła chwilówkę i raty, a na leki i jedzenie pieniędzy  już nie starczyło. Kręgosłup ją tak bolał, że chodziła zgięta wpół i od dwóch dni była bez obiadu. Do piętnastego, kiedy to brała rentę pozostało 5 dni, a ona miała dwanaście złotych i pustą lodówkę. W dodatku Filipowi też kończyła się karma. Najgorsze było to, że nadchodziła zima, a ona nie miała za co kupić węgla. Potrzebowała na sezon co najmniej trzy tony. Skąd ja wezmę tysiąc osiemset złotych. Zastanawiała się gorączkowo od kilku dni. Przecież nie pójdę kraść, a zarobić nie dam rady. Gdzie dostanie pracę z chorym kręgosłupem.
Wstała, ubrała się, wypiła herbatę z resztka cukru i zapatrzyła się w okno. Deszcz stukał miarowo o szyby, na pobliskim klonie nie było już prawie liści, a w domu panował przejmujący  ziąb. Trzeba by już zacząć palić w piecach, bo wilgoć wejdzie w ściany. Pomyślała. Po chwili już szła w stronę komórki z zamiarem wygrzebania reszek węgla. W korytarzu spotkała sąsiadkę z parteru i starą Maciejakową. Były tak zagadane, że nawet jej nie zauważyły.
- Dzień dobry – przywitała je.
- A dzień dobry – odpowiedziały. A słyszałaś to już, że odnalazł się właściciel naszej kamienicy. Podobno pierwsze co zrobił to podniósł czynsze prawie o sto procent od nowego roku. Kazia Walewska i Karscy już dostali pisma w tej sprawie. Do nas też pewnie przyjdą na dniach. Trzeba by się odwołać, bo kogo tu stać na płacenie takich kwot – trajkotały jedna przed drugą.
- Nie nic wiedziałam – odpowiedziała Aśka przerażona.
Jeszcze i to. Skąd ja wezmę. Pomyślała. Jak tak dalej pójdzie to zostanę bezdomna. Po chwili już była w komórce. Węgla prawie nie było. Została masa miału, w którym gdzieniegdzie widać było pojedyncze kawałki węgla. Zaczęła wyjmować go rękami, brudząc przy tym dłonie. Przy okazji nawdychała się pyłu i zaczęła kaszleć. Kręgosłup bolał okropnie, gdy z marną połową wiaderka człapała  do domu.
Rozpaliła w piecu, umyła ręce, opłukała zimna wodą twarz i rozpłakała się. Flip jakby chcąc ją pocieszyć wskoczył jej na kolanach i zaczął ocierać się pyszczkiem o jej mokre policzki. Wtuliła twarz w puszyste futerko, a on zaczął mruczeć. Aśce zrobiło się lżej. Jakoś to będzie. Poradzę sobie. Muszę. Myślała. Wyjście się znajdzie. A może spytać  tarota? Olśniło ją nagle. Już tak długo nie wróżyłam. Czy pamiętam jeszcze? Czy karty przemówią? Zastanawiała się. Kiedyś jeszcze w szkole wróżyła i wróżby się sprawdzały. Wszystkie koleżanki się do niej zgłaszały z problemami. Lubiła to robić i miała z kartami niezwykły kontakt. Ponoć odziedziczyła zdolności po babce, która z tego osiągała nawet niezły dochód.
- A może to jest wyjście – mruknęła pod nosem. Tylko gdzie są karty?
Już po chwili szukała w szafie. Nie było. Na pawlaczu też nie. Nic tylko wyniosła je na strych i leżą gdzieś w pudle ze starymi książkami. Istotnie znalazła karty na strychu w starej, nadgryzionej przez czas  kasetce. Rozłożyła je i wyszła kapłanka i  królowa pucharów. Obie karty oznaczały, że ezoteryka może stać się jej zawodem. Mogłabym wróżyć w domu i przez Internet. Zaczęła planować. Jestem dobra to i klientki się znajdą. Usiadła przed komputerem i od ręki wysłała zgłoszenie do portalu zatrudniającego  wróżki.  Odpowiedź dostała po dwóch godzinach. Musiała tylko skserować dokumenty podpisać je, odesłać do firmy i już mogła rozpoczynać pracę. Trzeba by też zadzwonić do Baśki. Przypomniała sobie Aśka. Nie dalej jak tydzień temu pytała czy jeszcze wróżę. Chciała zapłacić, bo ma problemy z mężem, a jej córka nie może zajść w ciążę. Za moment już rozmawiała z koleżanką.
- Znalazłaś już tą wróżkę – spytała.
- Jeszcze nie – odparła Baśka, a co zastanowiłaś się?
- Tak powróżę ci i córce też. Dobrze by było byście przyszły jeszcze dziś po południu.
- Kochana jesteś. Nie zapomnę ci tego – odpowiedziała Baśka. Będziemy po siedemnastej.
Od tego dnia znowu zaczęła wróżyć. Córka Baśki opowiedziała o niej w pracy i już za dwa dni miała dwie klientki. Pod koniec tygodnia zaczęła też wróżyć na portalu. W pierwszy dzień zarobiła osiemdziesiąt złotych, w następne dwa po czterdzieści. Już nie głodowała i nie marzła tak, bo włączyła grzejnik elektryczny. Gdy dostała rentę od razu kupiła pół tony węgla. Coraz więcej klientek pukało do jej drzwi, bo szybko rozeszła się fama o nowej rewelacyjnej wróżce, która tylko spojrzy w karty i już wszystko wie.
- No i kryzys zażegnany – powiedziała do Filipa nakładając mu na miskę jedzenie. Wiesz co pomyślę o kursie astrologii i numerologii, bo to też ciekawe i przyszłościowe dziedziny. Zacznę od astrologii. Uśmiechnęła się i podrapała kota za uchem.

4 komentarze:

  1. Kończy się happy endem ale smutna ta nasza rzeczywistość w tym naszym kraju... :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Agato, żeby tak do realu dało się przenosić łatwo miłe zakończenia;)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam