Gabriela odkąd zamieszkali z Filipem i Kamilkiem sami nie
miała na nic czasu. Gdy mieszkali u jej rodziców to mama gotowała, sprzątała i
zajmowała się Kamilem. W końcu była na emeryturze. Pomagał jej tata. Nigdy od
Gabrieli niczego nie wymagali i wypieszczona jedynaczka miała czas tylko dla
siebie. Do tego grosza nie szczędzili. Po pracy spotykała się z koleżankami,
przesiadywała u kosmetyczki i często robiła rundkę po sklepach. Była zadowolona
i niczego jej nie brakowało do szczęścia. To Filip narzekał. To on był wiecznie
niezadowolony. Chciał iść na swoje.
- Jak długo jeszcze będziemy siedzieć na głowie twoim
rodzicom – mawiał. Czas coś wynająć albo
kupić. Oboje dobrze zarabiamy stać by nas było na spłacanie rat.
- Ale po co? Źle ci jest. Mamy wszystko zrobione. Wszystko
poddane. O nic się nie musimy martwić. Co najwyżej gdzie wyskoczymy na weekend
albo do której restauracji pójdziemy na obiad. Rodzice Kamilka pilnują i mamy
więcej czasu dla siebie – broniła swego Gabriela.
- No dobrze ci mówić to twoi rodzice. Ja się czuję
skrępowany, gdy teściowa ciągle mi się kręci w pobliżu, a teść wprasza się na
piwo. O czym ja mam z nim gadać. O pogodzie – mruknął.
- Jesteś niewdzięczny- podsumowała.
Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia Filip przyniósł ofertę z biura nieruchomości w
którym pracował jego przyjaciel. Całkiem ładny dom z trzema sypialniami,
ogrodem i garażem na dwa samochody. Nie stary, w dobrym stanie do zamieszkania
od zaraz z opcją kupna.
- Facet wyjeżdżą na stałe za granicę to okazja. Tylko trzeba
się decydować natychmiast. Andrzej
zatrzymał tą ofertę specjalnie dla mnie. Co o tym myślisz – powiedział
podsuwając Gabrieli zdjęcia.
- No nie wiem. Chyba nie jestem na to jeszcze gotowa –
mruknęła pod nosem.
- Skoro tak to tu siedź. Ja zabieram Kamilka i się
wyprowadzam. Dość mam twoich rodziców i twojego wygodnictwa. Nie mam zamiaru
dłużej tego znosić. Chcę wreszcie sam o sobie stanowić. Trzymać samochód w
swoim garażu i kapcie w swoim przedpokoju. Chcesz rozwodu to będziesz go mieć.
– wyrzucił z siebie.
Próbowała się przytulić i jakoś wszystko wybić mu z głowy,
ale ją odepchnął i wybiegł z domu. Tego nie przewidziała. Co prawda widziała
niezadowolenie Filipa, czuła, że od jakiegoś czasu, coś się psuje między nimi,
ale myślała, że to chwilowe, że mu przejdzie. A tu taki pasztet. Rozwód. Nie
mogę do tego dopuścić. Nie mogę go stracić. Kto mnie teraz zechce. Utyłam po
ciąży z 10 kg i jeszcze nie udało mi się zrzucić. Jak sobie poradzę? Myślała
przerażona.
Wprowadzili się po dwóch tygodniach. Dom był zadbany i przytulny. Niczego nie
musieli kupować. Wszystko już stało na swoim miejscu. Nawet rośliny doniczkowe
zdobiły wnętrza. Przywieźli tylko swoje
cuchy, parę książek i komputery. No i
rzeczy Kamilka. Gabriela zabrała zdjęcie rodziców i rzeźbę kota, która
uwielbiała. Ogród był rozległy i wypielęgnowany. Przy tarasie rosły brzozy, a
pod domem kwitły róże. W kamiennej posadzce tarasu odbijało się słońce. Za
domem był niewielki staw, w którym pływały ryby.
Problemy zaczęły się praktycznie od razu. Kamilek nie chciał
chodzić do żłobka i tęsknił za dziadkami. Wciąż płakał i marudził. W dodatku
zaczął chorować. Gabriela musiała brać wolne i opiekować się nim. Zupełnie
sobie z tym nie radziła. Gdy go przewijała robiła się zielona z obrzydzenia.
Nie sądziła, że to tak będzie takie trudne. Dotychczas robiła to mama. W pracy
zaczęli krzywo patrzeć na jej kolejne zwolnienia. Praca w domu też ją
przerastała. Ciągle sprzątała. Starała się naprawdę, a kurz grubą warstwa
zalegał po kątach. W dodatku nie potrafiła gotować. Zupełnie. Zamiast smacznych
gołąbków czy sosów często musieli raczyć się gotową pizzą, bo obiad nie nadawał
się do zjedzenia. Kupiła książkę kucharską, ale to nie było tak proste jak się
wydawało. W kuchni spędzała długie godziny, a i tak to co przygotowała zbyt
smaczne nie było. Już nie miała czasu na
ploteczki z koleżankami, kosmetyczkę i rajdy po sklepach. Padała za to ze
zmęczenia i zaczęła ze stresu jeszcze bardziej tyć. Filip kończył właśnie jakiś
ważny projekt w pracy i przychodził tak zmęczony, że nie miał siły w niczym jej
wyręczyć. Za to stał się bardziej wymagający
i coraz częściej miał do niej pretensje.
- No i znowu obiad przypalony. Czuć od wejścia – wrzasnął na
nią, gdy wyszła z kuchni by się z nim przywitać. Rany czy ty wreszcie zaczniesz
sobie radzić i kiedy? – dodał
- A co ty sobie myślisz – krzyknęła. Cały dom na mojej
głowie i dziecko. Ja też pracuję racz to wreszcie zauważyć – warknęła.
Zatrudnij sobie gosposię jak ci moje gotowanie i sprzątanie nie pasuje albo sam
zacznij to robić. Też masz ręce. Może byś tak więcej czasu spędzał w domu, bo
Kamilek niedługo przestanie cię poznawać – podsumowała wychodząc i trzaskając drzwiami.
Wybiegła do ogrodu. Już nie był tak wypielęgnowany. Trawa
dawno powinna być ścięta, a rabatki z kwiatkami wyplewione. Pierwsze jesienne
liście zalegały miejscami na tarasie
dość grubą warstwą. Poczuła chłód. Ciaśniej owinęła się swetrem. A co będzie
zimą? Kto będzie palił w centralnym i odśnieżał. Pomyślała. Może faktycznie trzeba
kogoś zatrudnić do pomocy? To niezła myśl.
Po tygodniu udało jej
się przekonać Filipa i zatrudnili pomoc
domową. Dziewczyna, studentka germanistyki,
okazała się inteligenta, zaradna, smukła i całkiem ładna. Przychodziła co drugi
dzień sprzątać. Zadbała też o ogród. Później dodatkowo zaczęła gotować. Potrafiła
przygotować prawdziwe cuda. Załatwiała również zakupy i Kamilek ją nawet
polubił. Gabriela odżyła, a dom odzyskał dawny blask. Jak ona sobie z tym radzi
zastanawiała się czasem – studia i praca. Przecież to niemałe obciążenie.
Po miesiącu zauważyła, że Filip często przesiaduje z Beatą,
bo tak miała dziewczyna na imię, w kuchni. Zaczął nawet obierać za nią
ziemniaki i kroić warzywa na surówkę. Gdy próbowała poruszyć ten temat zbył ją
ze śmiechem.
- Uczę się gotować. Co w tym dziwnego- zakończył rozmowę.
- Jakoś wcześniej się do tego nie garnąłeś – zauważyła z
przekąsem.
Później już zimą przyłapała go na tym, że za Beatę odśnieżał
podjazd i dokładał do pieca od centralnego ogrzewania. A tak kiedyś nie lubił brudzić
sobie rąk. Gdy mieszkali z rodzicami w kotłowni był raz i powiedział, że nigdy
więcej.
Bomba wybuchła wiosną. Gabriela wsadzała właśnie przy schodach do domu, żonkile, które kupiła
dzień wcześniej, gdy oświadczył jej, że Beata jest w ciąży i że odchodzi to
znaczy nie Beata tylko on od Gabrieli, bo on jest ojcem tego dziecka.
- Oczekuję, że się wyprowadzisz z Kamilem. Będę na niego
płacił alimenty i chcę go zabierać co drugi tydzień na weekend – dodał spokojnie
i beznamiętnie.
Ogłuszona Gabriela nie
wiedziała co powiedzieć. Wstała i poszła do domu. Zaczęła w pośpiechu pakować
swoje rzeczy i rzeczy Kamilka. W głowie czuła pustkę. Zamrożone emocje nie
znajdowały ujścia. Zadzwoniła po tatę, by po nią przyjechał. Trzeba też odebrać
małego ze żłobka. Po dwudziestu minutach tata zatrzymał się pod bramą.
- Obyś zaznała z nim tego czego ja zaznałam pod koniec i oby
spotkało cię to co mnie – rzuciła przez ramię do Beaty wychodzą w pośpiechu. Tamta
tylko spuściła głowę i uśmiechnęła się lekko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam