Codzienność

Codzienność

poniedziałek, 28 września 2015

Ślub Kaśki B/opowiadanie/



Odkąd Kaśka skończyła dwadzieścia lat jej matka zaczęła wypatrywać zięcia. Kaśce się do zamążpójścia aż tak bardzo nie spieszyło, a i szans na nie większych nie miała. Urodą raczej nie grzeszyła, figurą nie przyciągała męskich spojrzeń, a i kokietką nie była. W dodatku po całych dniach przesiadywała w domu, najchętniej z książką, a ciuchy nosiła tak długo, aż się zniszczyły na tyle, że musiała wyrzucić.  Dwudziestka jej stuknęła, a ona jeszcze na prawdziwej randce nie była. Raz tylko kolega z sąsiedztwa próbował jej wsadzić rękę pod spódnicę na urodzinach kuzynki. Pijany był i na drugi dzień udawał, że jej nie poznaje. No ale randką tego przecież nie można było nazwać.
- No i kiedy nam kogoś  wreszcie przedstawisz – pytała mama.
- No wiesz przecież, że z nikim się nie spotykam – odpowiedziała Kaśka.
- Jak tak dalej pójdzie starą panną zostaniesz – gderała matka
- Dziś nie ma starych panien, a są singielki – odrzekła.
- Ty mi tu nie opowiadaj o singielkach – odburknęła matka. Chcę jeszcze wnuków doczekać. Wciąż tylko w domu siedzisz. W książkach szczęścia szukasz. Tu nikogo nie poznasz. Ja w twoim wieku już mężatką byłam – dodała.
- Tak, tak i ja byłam w drodze. Wiem. Nie raz mi to mówiłaś – mruknęła Kaśka.
- No tylko mi nie pyskuj, bo jak tak dalej pójdzie sama ci męża znajdę – warknęła matka, biorąc się pod boki.  To, że jesteś dorosła i studiujesz nie zwalnia cię z obowiązku słuchania mnie. Mieszkasz w moim domu, utrzymuję cię i będziesz robiła tak jak ci powiem. Nie jesteś złą partią – dorzuciła. Firma całkiem niezły zysk przynosi. Niejeden na to poleci.
- Chcę, żeby poleciał na mnie, a nie na firmę – obruszyła się Kaśka.
- E tam. Miłości ci się zachciało. Byle był obrotny i zapewnił ci byt. Mnie i ojca też rodzice pożenili i co źle nam razem? – wzruszyła ramionami matka.
Jak matka powiedziała tak zrobiła. Już za dwa tygodnie kazała się Kaśce przyzwoicie ubrać i przygotować, bo na obiedzie miał być kandydat –  młodszy syn okolicznego piekarza.
- Tylko min nie rób i niedostępnej nie graj – upomniała ją. Walczak jest bogaty i obiecał dom wam kupić. Piekarnię dostanie starszy brat Waldka, a on by kiedyś dostał firmę po twoim ojcu. Na razie by pracował u niego. Studia skończył to sobie poradzi – nadmieniła.
Kaśka nie odezwała się. W końcu jakoś to przetrwam. Spotkanie to jeszcze nie ślub. Pomyślała. Ubrała się w dżinsy i bluzę od dresu. Włosy spięła w koński ogon i spokojnie czekała aż matka ją zawoła. Po chwili matka po nią przyszła. Waldek już był. Gdy  Kaśka weszła do pokoju i spojrzała w jego uśmiechnięte oczy ugięły się pod nią nogi i zaczęła żałować, że nie wygląda lepiej. Już za chwilę się okazało, że  był nie tylko przystojny, ale i sympatyczny. W dodatku nie głupi. Dwie godziny minęły szybko. Przy pożegnaniu spojrzał jej głęboko w oczy i powiedział:
- Myślę, że nasz ślub to całkiem niezły pomysł. Nie martw się nie będę ci się narzucał. Ty będziesz miała swoje życie, a ja swoje. Jakoś się przecież dogadamy.
- I ja tak myślę – bąknęła Kaśka.
-  Spotkamy się za miesiąc to wtedy pogadamy i ustalimy szczegóły. Teraz muszę wyjechać  - rzucił. Trzymaj się. I tyle go widziała.
No już ja się postaram coś przez ten czas zrobić, żebyś nie chciał mieć swojego życia. Pomyślała. Następnego dnia poszła do kuzynki, która uchodziła za super laskę po radę.
- Chcę wyglądać co najmniej dobrze. Mam na to miesiąc – wyrzuciła z siebie w drzwiach.
Beata zmierzyła ją krytycznym wzrokiem od stóp do głów. Minę miała przy tym nietęgą.
- No cóż ławo nie będzie, ale powinno się udać – powiedziała.
Kaśka pokiwała tylko  głową.
- Zdaję się na ciebie – wydukała przy tym.
- Po pierwsze musisz zrzucić z pięć kilogramów – dodała Beata. Po drugie musisz iść do kosmetyczki  i do sklepu po nowe ciuchy. Ten worek, który masz na sobie jest koszmarny – skrzywiła się. No i coś musisz zrobić z włosami. Ten mysi kolor zupełnie ci nie pasuje. Ani nie jest modny ani ładny – przewróciła oczami.
- A po co ci ta przemiana – spytała. Zakochałaś się?
- Chyba tak – mruknęła Kaśka.
- W końcu i ciebie dopadło – zaśmiała się Beata. No to do dzieła.
Po miesiącu przemiana się dokonała. Kaśka nie poznała się w lustrze. Zmieniła się jeśli nie super laskę to przynajmniej w bardzo atrakcyjną dziewczynę. Mysie włosy zyskały miodowy odcień, sylwetka w nowych ciuchach wyglądała kusząco. Delikatny makijaż dopełnił reszty, a szpilki, w których wreszcie nauczyła się chodzić,  dodały jej wzrostu. Gdy z wysoko uniesioną głową wkroczyła do restauracji z satysfakcją pochwyciła spojrzenie chłopaka siedzącego przy barze.
Waldek już czekał. Podeszła do niego i uśmiechnęła się. Poznał ją dopiero po głosie i szybko poderwał się z miejsca zupełnie zaskoczony. Po chwili odzyskał rezon.
- No, no coś mi się  wydaje, że zadanie będzie bardzo przyjemne. Może przyśpieszymy ten nasz ślub – rzucił.

3 komentarze:

  1. Czy będzie ciąg dalszy ?? Zaczytałam się Pozdrawiam ciepło !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. a jeszcze nie wiem. Sporo mam opowiadań które można by pociągnąć dalej...

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam