Ten dzień był inny niż wszystkie. Baśka od samego rana
czuła, że coś się wydarzy. Coś bardzo złego.
Niespodziewanego i tragicznego. Ufała swoim przeczuciom. W końcu miała babkę
wiedźmę, a i sama czasem to i owo przewidziała. Przeważnie złe rzeczy. Szkoda, że nie potrafię
przewidzieć numerów w totolotka. Babcia też nie. Przynajmniej nasze zdolności
by się na coś przydały. Mawiała. Dziś lęk ogarnął ją gdy tylko wstała z łóżka. Już
w łazience podczas mycia zębów poczuła, ze włosy jej się jeżą na karku, a strach
oplata niby mackami. Niepokój dręczył
ją na tyle, że do pracy pojechała autobusem.
Pozostawiając samochód w garażu. Nie będę kusić losu. Pomyślała. W pracy
zachowywała się jak lunatyczka, aż koleżanka, korpulentna brunetka, Wanda zwróciła na to uwagę.
- Baśka obudź się wreszcie.
Trzeci raz cie pytam gdzie jest ta umowa z firma z K. Zaraz idę do szefa w tej
sprawie i muszę przejrzeć te papiery – krzyknęła jej tuż nad uchem. Co ty taka
nie do życia dziś jesteś. Problemy masz jakieś. Wyrzuć to z siebie. Będzie ci
lżej – dodała już ciszej Wanda.
- A znowu mam
przeczucie, że coś się wydarzy. Męczy mnie od rana. Pamiętasz ten dzień gdy Ewa
miała wypadek. Tak samo się wtedy czułam – odpowiedziała Baśka.
- No nie. Znowu. Jesteś
po prostu nadwrażliwa. Nadwrażliwa i stuknięta. Zaraz będą problemy i to realne jak nie znajdziesz tych dokumentów.
Szef dziś wściekły jak osa – dorzuciła Wanda. Podobno wydało się, że jego żona
ma kochanka - dodała konspiracyjnym szeptem. To nie pierwszy. Jakiś młokos.
Ponoć trener z klubu fitness. No, ale ty wcale mnie nie słuchasz. Najlepiej
skończ to sprawozdanie i na resztę dnia weź wolne, bo i tak się do niczego
dzisiaj nie nadajesz – stwierdziła.
- A wiesz, że masz rację. Zaraz się zwolnię. Nic tu dziś po
mnie i tak nie mogę się skoncentrować, a dokumenty o które pytałaś są na biurku
Ewy – mruknęła Baśka zamykając biurko.
Po wyjściu z pracy zrezygnowała z robienia zakupów i od razu
poszła na pobliski przystanek autobusowy. Najlepiej przesiedzę cały dzień w
domu. Przynajmniej ja będę bezpieczna. Pomyślała. Na przystanku tłoczył się spory
tłumek pasażerów. Autobusy podjeżdżały i odjeżdżały, a jej autobus spóźniał się
już od 10 minut. Smukła blondynka siedząca
na ławce tuż obok, próbowała uspokoić
kapryszącego trzylatka, a dwie starsze kobiety utyskiwały na zdrowie.
Jesień dopiero zaczęła złocić liście pobliskiego klonu. Dzień był pogodny –
słoneczny i ciepły. Pędzącego na deskorolce nastolatka zauważyła dopiero wtedy gdy
już wpadał na jezdnię. Widocznie nie zdążył wyhamować. Pisk opon
nadjeżdżających samochodów i krzyki ludzi zlały się w jedno. Za sekundę nieruchome
ciało leżało już na jezdni, a strzaskana deskorolka wylądowała tuż koło
przystanku. Wstrząśnięta Baśka zaparzyła się w kręcące się nadal kółka. A więc
stało się. Pomyślała. Już po chwili podjechało pogotowie i policja. Tłum gapiów
gęstniał z minuty na minutę. Baśce zrobiło się słabo. Ostatkiem sił za pomocą
łokci utorowała sobie drogę i ruszyła pieszo do domu. W końcu to tylko trzy
przystanki. Jak kruche jest ludzkie życie. Zadumała się. Po powrocie do domu
nalała sobie drinka. Potrzebowała tego. Gdyby miała jakieś leki na uspokojenie
pewnie by wzięła. Wypiła i jeszcze rozdygotana zadzwoniła do babci.
- Wiesz babciu. Czułam, ze coś się stanie, ale najgorsze
jest to , że nie mogłam temu zaradzić. Nie mogłam pomóc. Nie mogłam go
powstrzymać. Nic nie mogłam zrobić. Po co mi taki dar skoro nie mogę zmienić losu?
– żaliła się.
- To nie zawsze jest dar dziecinko. Czasem to przekleństwo,
jarzmo trudne do udźwignięcia niestety – odpowiedziała babcia. Nie martw się tak.
Szkoda dzieciaka, ale nie zamartwiaj się, bo i tak to niczego nie zmieni. Tak miało
być.
Po rozmowie z babcią zdrzemnęła się. Zdawało się, że na
chwilę, a minęło kilka godzin. Otworzyła oczy, gdy szarość wieczora zaczęła
wypełniać każdy kąt w pokoju. W łazience zapaliła lampę na półce koło wanny i
napełniła wodą wannę. Dobrze, że ten dzień już się skończył. Pomyślała jeszcze
zaspana.
Pojawił się nagle. Nie wiadomo skąd. Najpierw szary cień, a
po chwili czarna, potężna zamaskowana sylwetka. Dopiero teraz przypomniała sobie o brutalnym
gwałcicielu okradającym swoje ofiary, o którym rozmawiały koleżanki w pracy.
Dwie kobiety ledwie przeżyły. Tak były zmasakrowane. O boże i co teraz? Ten niepokój
od rana. To nie o tego chłopaka chodziło tylko o mnie. Przemknęło jej przez
myśl. Co robić? Przecież mogę zginąć. W tym momencie pojawiło się przeczucie, że
jeszcze może wyjść z tego cało, o ile dobrze to rozegra. Uspokojona jakby z
oddali usłyszała własny głos:
- Tylko spokojnie. Dam ci wszystko co zechcesz. Tylko nie
rób mi krzywdy – wymamrotała.
- Najpierw ta bransoletka, a później się rozbierz- warknął
bandzior.
Chwilę drżącymi
rękami, mocowała się z zamkiem po czym spokojnie
ją zdjęła i gwałtownie wrzuciła do wanny
pełnej wody.
- To sobie weź – krzyknęła z pasją.
W tym momencie wypadki potoczyły się błyskawicznie. Wściekły
bandzior uderzył ją w twarz, aż zatoczyła się na ścianę i poczuła w ustach smak
krwi. Schylił się by wyłowić świecidełko z wanny, a wtedy potrącona przez nią
lampa wpadła do wody. Nieludzki wrzask mężczyzny zmieszał się z odgłosem tłukącego
się szkła. Światło zamigotało i zgasło. Krzyczał przez chwilę. Baśka przekroczyła
znieruchomiałe ciało i poszła zadzwonić po policję. Sygnał nadjeżdżającego
radiowozu zastał ją w kuchni gdy zapalała świecę. Tym razem na prawdę się stało.
Przeczucie mnie nie zawiodło. Pomyślała otwierając drzwi.
wow, niezłe
OdpowiedzUsuń