Karolina nie miała szczęścia w życiu. Odkąd pamiętała w jej
życie składało się ze smutku, strachu, a
później złości. Miłości nie czuła nigdy, bo kto miał ją kochać wiecznie pijany
ojciec czy zastraszona, zapracowana matka. Matka pracowała jako sprzątaczka w
szkole i dorabiała sobie sprzątając mieszkania. Pieniędzy z tego wiele nie
było, a ojciec swoje potrzeby miał. Pił przecież codziennie. O pracy nawet nie
myślał. Z domu rzadko wychodził i tłukł je obie regularnie. Matkę za to, że za
mało pieniędzy przynosi do domu. Karolinę za to, że żyje, żre i patrzy na niego
z pode łba. Gdy dorosła trochę matka zaczęła zabierać ją z sobą do domów w
których sprzątała. To wtedy Karolina zobaczyła jak żyją i mieszkają inni. Gdy
poszła do szkoły nagle dotarło do niej, że nie wszyscy ojcowie biją i nie
wszystkie matki tyrają ciężko po całych dniach. Zapragnęła innego życia niż
wiodła jej matka i zaczęła się pilnie uczyć. Zdolna była i ambitna. Szkołę
podstawową skończyła z wyróżnieniem. Podobnie gimnazjum. Chciała iść do liceum,
a później na studia, ale ojciec tak się wściekł, że wybił jej dwa zęby.
- Tak studia!Ty tłumoku. Ile jeszcze chcesz żreć mój chleb.
Sama się utrzymuj- ryczał tłukąc ją pasem. Jak psa z domu wygonię darmozjadzie
jeden. Po coś tu potrzebna. Co z ciebie za pożytek. Tylko miskę ci trzeba
napełniać i o więcej wołasz.
Matka próbowała się za nią wstawić. Po raz pierwszy chyba,
ale szybko zrezygnowała, gdy tylko posmakowała pięści rozjuszonego ojca.
Karolina poszła więc do zawodówki, a
popołudniami pracowała z matką. Po skończeniu szkoły sprzątała dalej, bo to
przynosiło całkiem niezły dochód. Popołudniami
w tajemnicy przed ojcem uczyła się w technikum ekonomicznym. Nauczyła
się schodzić ojcu z drogi i oddawała mu część zarobionych przez siebie
pieniędzy. Teraz ojciec nie trzeźwiał już wcale. Któregoś dnia zasnął i się nie
obudził. W domu zapanował spokój. Nie na długo jednak, bo mieszkały w domu,
który prawnie należał do rodziny ojca. Teraz stryj upomniał się o swoją własność,
a one wylądowałyby na ulicy gdyby nie dziadek, który zgodził się przyjąć je do
siebie. Dom był stary, jednoizbowy i zaniedbany. Łazienki oczywiście nie było,
a zimą przez nieszczelne okno na parapecie zbierała się warstewka śniegu. Dziadek
nie był wiele lepszy od ojca. Pił jak
on. Co prawda nie bił, ale za to zapraszał do domu kumpli, którzy szybko
zwrócili na Karolinę uwagę. Byli ordynarni i mimo jej próśb nie chcieli trzymać
rąk przy sobie. Uciekała przed nimi na strych. Tam się uczyła przy świeczce i
tam nieraz spała zwinięta w kłębek na starym zakurzonym materacu, opatulona zatęchłą
pierzyna pamiętającą pewnie czasy wojny. Jeszcze dziś pamięta zapach kurzu i
odchodów gołębi gnieżdżących się pod dachem i śmiech kumpli dziadka, gdy z
obrzydzeniem odpychała ich natarczywe dłonie.
- Co się tak bronisz. Nie ubędzie ci – rechotali obleśnie
się uśmiechając.
- Nie chce nas bo my za niskie progi. Panienka uczona
przecież. Na królewicza czeka. W wilii z basenem chce mieszkać, a nie w starej
chałupie –mawiali.
Jeden z nich był szczególnie namolny. Chciał się Nawet
żenić. Darek był chudy, wciąż miał tłuste włosy , niedomyte paznokcie i plamy
potu pod pachami. Czuła do niego wstręt. Dziadkowi za to pomysł się nawet
spodobał i zaczął ją nakłaniać, żeby się zgodziła.
- Swój chłop jest. Pracuje i nawet zawodówkę skończył. Źle
ci z nim nie będzie. W końcu musisz iść na swoje – namawiał. Lata swoje masz.
Tu miejsca nie ma, a za pół roku wujek Antek z kryminału wychodzi. Wróci tu i
gdzie będziesz spać.
Matka tylko głowa
pokiwała.
- Za pół roku to ja już się wyprowadzę. Na studia idę-
odpowiedziała.
- Tobie się wydaje, że jak kto uczony to już księcia
znajdzie. A z czego się utrzymasz na tych studiach i gdzie będziesz mieszkać –
warknął dziadek. Teraz to tylko by wszyscy szkoły kończyć chcieli – dodał.
- Poradzę sobie. Zawsze sobie radziłam to i teraz dam radę – odpowiedziała hardo.
Jak powiedziała tak zrobiła. Studia skończyła i dostała
pracę w agencji reklamowej. Tym razem miała szczęście. Zarabiała tyle, ze stać
ja było na wynajęcie kawalerki. Urządziła ją po swojemu i cieszyła się jak
dziecko. W końcu miała na ciuchy, kosmetyki i na własny komputer. No i
zakochała się. Pierwszy raz. Teraz żyła jak we śnie. Marek przystojny student
ostatniego roku informatyki miał zniewalający uśmiech, delikatne dłonie i wciąż
prawił jej komplementy. Szybko uległa. Od
razu wprowadził się do niej.
- Po co mam mieszkać z kumplami skoro możemy więcej czasu spędzać razem- argumentował.
Minął rok, a on nadal
był studentem. Na brak pieniędzy za to nie narzekał i codziennie wychodził
gdzieś wieczorami. Wracał późno często półprzytomny i podniecony. Już nie
prawił jej komplementów i przestał się uśmiechać. Brał ją szybko i brutalnie
nie zważając na jej protesty. Pierwszy raz uderzył ja w twarz, gdy nakryła go w
łazience z kokainą.
- Ty wścibska szmato nawet tu nie mogę być sam – wrzeszczał.
Przeraziła się i uciekła. Wróciła w nocy. Czekał na nią
skruszony z bukietem róż i bransoletką. Wybaczyła. Nadal kochała i wierzyła, że
to był pierwszy i ostatni raz. Poczuła się nawet winna, że tak bezceremonialnie
wtargnęła do łazienki.
- Przestanę brać i pójdę na odwyk – obiecał.
O tym, że handluje prochami dowiedziała się przypadkiem
niecały miesiąc później. Nie zamknął drzwi do łazienki, a ona przechodziła obok
gdy rozmawiał przez telefon. Spytała go o to, a on warknął, że to nie jej
sprawa.
- Dla nas to robię. Całe życie chcesz się gnieść w wynajętej
kawalerce – dodał wściekły.
- Patrz ile mam kasy powiedział. No patrz i stul mordę. Nie
wyjeżdżaj mi tu z morałami- wrzasnął ściągając walizkę z pawlacza. Była spora i
pełna pieniędzy. Widziałaś kiedyś tyle forsy. No widziałaś – spytał drwiąco.
Rozpłakała się i wybiegła z pokoju. Zastał ją w kuchni.
- Nie rycz. Masz kup sobie coś – powiedział rzucając jej
kilka setek w twarz i doprowadź się do porządku, bo wyglądasz jak półtora
nieszczęścia. Menel by cię teraz nawet nie zechciał. Moja kobieta ma być piękna
i zadbana. Ma też często rozkładać nogi, a ty coś się ostatnio ociągasz.
Drugi raz uderzył ją gdy przypadkiem rozlała wino na jego
nowa kurtkę. Potem bił już częściej i mocniej. Nawet puder nie ukrywał sińców
na jej twarzy. Coraz częściej brała wolne w pracy by ukryć przed ludźmi swoją
hańbę. Próbowała odejść, ale zlał ja tak, że tydzień wolnego dostała, bo nie
mogła się ruszać.
- W życiu się ode mnie nie uwolnisz ty dziwko. A jeśli już
to ja odejdę nie ty – wrzeszczał tłukąc ja i kopiąc.
Karolina zwinęła się w
kłębek na podłodze i dłońmi osłaniała twarz i głowę, by obrażenia były jak
najlżejsze. Po tygodniu zorientowała się, że jest w ciąży. Coś w niej pękło.
- Już nigdy mnie nie uderzy, ani ciebie- szepnęła obejmując
brzuch. Zapakowała trochę rzeczy do plecaka, zamówiła taksówkę, wzięła walizkę
z pieniędzmi i cicho zamknęła drzwi i nie oglądając się za siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za odwiedziny i komentarze..pozdrawiam