Wczoraj miałam pracowity dzień - pisałam posty, dużo wróżyłam, skończyłam jedna butelkę świąteczna i zaczęłam drugą. Będą jeszcze co najmniej trzy, bo pomysły mam. Teraz tylko je zrealizować. Po południu uczyłam się tarota, ponieważ druga lekcja przyszła. Kurs jest ciekawy i sporo w nim psychologii. Są też medytacje. W tym akurat zeszycie jest też praca z kartą głupca i wewnętrznym dzieckiem. To dla mnie dość trudne jest, bo temat dzieci dla mnie nie jest łatwy. Za poważna jestem, dzieci nie rozumiem, unikam i szczerze mówiąc nie przepadam za nimi. Energie dziecięce są mi obce i niepokoją mnie. Dziś nauki dalszy ciąg. Do przerobienia został między innymi mag. Powinnam też jeszcze zrobić medytację z wewnętrznym dzieckiem. Może po niej te dziecięce energie zintegruję ze swoim ja?
Krzysiek ma trzy tygodnie urlopu. Trochę odpocznie, odeśpi, a i pracy w domu wykona. Musi skopać warzywnik, sprzątnąć gruz i opróżnić donice, w których rosły pomidory i papryki. Może też pomoże przy myciu okien.Trzeba będzie jechać na szczepienie z Pikusiem. Będzie też obcinanie pazurów i odrobaczanie stada. Znowu krew się poleje...Trudno...Cieszę się na ten jego urlop, ale tez i martwię trochę. On jest ożywiony - dużo mówi, śpiewa, pogwizduje. Jak ja to zniosę cały dzień?
A na koniec ostatni felieton. Uczę się pilnie pisać. Muszę kilka zebrać i wysłać gdzieś do oceny, bo błędy pewnie jakieś robię...Warto by wiedzieć jakie, by je wyeliminować...
Mania narzekania
Narzekanie na brak pieniędzy stało się ostatnio niemalże tak
powszechne, jak jadanie ziemniaków na obiad, ale częstsze. Narzekają
prawie wszystkie moje koleżanki i to niezależnie od dochodów. Okazji ku
temu nie brakuje. Ot, chociażby ostatnio na babskim spotkaniu przyznałam
się, że co miesiąc przeznaczam trochę pieniędzy na pomoc dla zwierząt.
Wpłacam drobne kwoty na delfiny, ochronę wilków czy chociażby na
dożywianie bezpańskich kotów. No tak, ale najpierw trzeba pieniądze
mieć, stwierdziła jedna i to akurat ta, która ma o wiele wyższe dochody
ode mnie. Ta, która najbardziej narzeka, a stać ją na utrzymanie dwóch
samochodów, wczasy zagraniczne i to nie w Chorwacji, ale w Meksyku, na
co rusz nowe ciuchy. Też bym wpłacała, gdybym miała, dodała druga, ale
nie mam, bo utrzymanie kosztuje, a ostatnio kupiliśmy z mężem dom w
Bieszczadach. Będziemy tam wyjeżdżać na weekendy i wakacje.
Zaoszczędzimy trochę, bo pensjonaty są przecież drogie. Cudne miejsce.
Trzecia też nie ma. Ma za to na fryzjera, kosmetyczkę i zabiegi SPA,
którymi rozpieszcza swoje naznaczone przez czas ciało.
Ja nie mam na remont łazienki, a do fryzjera chodzę rzadko, o
zabiegach SPA mogę sobie tylko pomarzyć. Nie mam też na wczasy
zagraniczne, ani na nowe ciuchy co miesiąc. Mam za to na zwierzęta,
które potrzebują pomocy. To kwestia priorytetów. Wybrać nową bluzkę czy
życie bezdomnego kota, super fryzurę czy dofinansowanie sterylizacji
bezpańskiej suki wyniszczonej porodami. Tej biegającej po ulicy, której
szczeniaki są bestialsko zabijane. Inna moja koleżanka ma, choć stać ją
tylko na wynajęcie kawalerki. Ta rzadko narzeka, a wiem, że łatwo jej
nie jest.
Narzekać potrafi każdy no może prawie każdy. Czyżby stało się to
modne? Bardziej modne niż działalność typu charytatywnego? Bardziej
modne od prostych odruchów serca?
Całkiem niezły felieton.
OdpowiedzUsuńA dzięki, bo to mój drugi i zupełne jeszcze zielona jestem w tym temacie...
UsuńTak, jest dobry. I trudno nie zgodzić się z zawartymi w nim myślami.
OdpowiedzUsuń